nieCodzienność

Powiedzieć pracodawcy: „pier*olę nie robię”

Wczoraj w redakcji usłyszałam, że dwie bezrobotne osoby, które urząd pracy przysłał do nas na staż, zastrzegły, że przyjdą, ale: „nie chcą nic pisać, nigdzie dzwonić, nic trudnego robić, najchętniej by kawę parzyły”. Zostały niestety odesłane z kwitkiem. 

Nie rozumiem. Po co więc pitolenie, że bezrobocie i trudno pracę dziś zdobyć? Że tak trudno żyć? Że skąd brać doświadczenie? Już nie pierwszy raz słyszę o ludziach, którzy w pracy mówią szefostwu w twarz „pierdolę nie robię”. Tak dużo osób spotkałam, które w ogóle nie szanują idei pracy. Tego, że to jest wartość, cokolwiek byśmy nie robili.

blog 1

Kiedyś byłam kelnerką. Szefowa, straszna despotka, obserwowała nas przez ruchomą kamerkę zamontowaną nad kuchennym okapem. Nie daj Panie Boże, jeśli sobie przysiadłeś na jednym półdupku i bezczelnie odpoczywałeś przez całą minutę. Za chwilę do kuchni dzwonił telefon. Wiedźma z uśmieszkiem prosiła nieszczęśliwca do słuchawki:
– Dareczku, dziś będę cię potrzebowała dłużej (to co, że biedak musiał za parę minut kończyć zmianę i lecieć odebrać dziecko z przedszkola), zostaniesz do północy, bo ktoś musi posprzątać po konferencji lekarzy.
– Tak, oczywiście, dziękuję – kłaniał się Dareczek do oka kamery.
Bo za każdy opieprz, polecenie, spojrzenie, beknięcie szefowej trzeba było mówić ‚dziękuję’. Nie powiedziałeś – byłeś bucem, „na pewno z wioski i bez kultury”. Dziękowałeś więc, że traktuje cię jak robaka. Ja wytrzymałam tam miesiąc, ale wiem, że czas mojej męki był po coś.

zudit1

Od tamtej studenckiej fuchy sporo lat już minęło. Ale do dziś myślę, że najlepsza robota to taka, w której się zmachasz, w miesiąc schudniesz 7 kilo, wyschniesz, nasłuchasz się, że do niczego się nie nadajesz i jak mało znaczysz. Taki przystanek w życiorysie każdemu by się przydał. Bo uczy pokory, szacunku dla ludzi, którzy ciężko zapieprzają, byś ty mógł smacznie zjeść przy stole. Uczy szacunku do grosza. Uczy docenić pracę za biureczkiem, to pisanie, dzwonienie…

Nikt mi dziś nie wmówi, że dziewczyna za barem, to taka „co źle skończyła”. Że robotnik na rusztowaniu to na pewno jakiś menel spod budki. Sama byłam nianią, sprzątaczką, kelnerką, ankieterką, hostessą, korepetytorką, wolontariuszką, co rozwieszała plakaty na mieście, Bóg wie, kim jeszcze. I nigdy, w żadnym z tamtych momentów nie poczułam, że jestem niżej w hierarchii społecznej, że lipa się przyznać do swojej roboty wśród znajomych.

Nie sztuka dziś skończyć studia i przesiedzieć za biurkiem 8 godzin w modnym podkoszulku z ZARA. A potem iść ze znajomymi do klubu i patrzeć na kelnerkę jak na przegrańca. Sztuką jest, mimo fakultetów i doktoratów wziąć łopatę i z uśmiechem zapierdzielać z ojcem w polu:)

blog 3

Zdjęcia: Morguefile, Pikolina