Zakazane tematy

Jak skutecznie i bezboleśnie popełnić samobójstwo?

Najgorzej jest być w tym wszystkim samemu, prawda? Kiedy mając kilkanaście lat stanęłam na krawędzi mostu kolejowego, by rzucić się na tory, bardzo się bałam. Miał to być jednak upragniony koniec wszystkiego – poniżenia w klasie, strachu, że nauczyciel matematyki uwali mnie na półrocze, że będę powtarzać rok… 

Koniec presji w domu – „co powiedzą rodzice, czy zawiodę ich znowu?”. Mimo że pogardzałam każdym przejawem współczucia, podświadomie jednak bardzo chciałam, by ktoś przy mnie w tym wszystkim był. W tym osobistym końcu świata, planie zabicia się, które uważałam za ulgę, pomoc w cierpieniu. Pamiętam, że wysłałam wtedy SMS-a do przyjaciółki. Stojąc załamana na krawędzi, być może sama nie do końca wierzyłam, że naprawdę skoczę. Było to jedynie silne marzenie, by coś się wreszcie zmieniło, by w końcu strach i beznadzieja się skończyły. By poczucie winy i braku własnej wartości odeszły. Wtedy odpisała mi ona – jak gdyby nigdy nic – nie panikując: „Co ty do cholery robisz na tym moście, błagam, zejdź, spotkajmy się!”.

Powiedziała tylko: „zrobiłam Twoje ulubione grzanki, przyjdź, bo zaraz będzie leciał nasz ulubiony serial”. Ta normalność, ten zwykły ton oderwały mnie na chwilę od najgorszego. Pomyślałam, „dobra, pójdę zjeść te jej grzanki, potem na nowo zastanowię się, jak z tym całym gównem skończyć”. Zabicie się odłożyłam na później. Myślę, że tak naprawdę to tego właśnie chciałam – by życie było normalne, takie, jak przed problemami, takie, jak przed tym całym gównem z matematyką i poczuciem bycia gorszym, odrzuceniem w klasie.

zudit_acer_at_sea (18)

Miałam 17 lat i był to czas podwójnie trudny – do dziś noszę jego ślady na rękach. O blizny pytają mnie teściowie, koleżanki, mama – teraz wydają mi się głupotą, durną pamiątką z burzliwego czasu dorastania. Ale wtedy nie umiałam sobie radzić z bólem. Gdy rzucił mnie mój pierwszy „na poważnie” facet, wielka licealna miłość – sięgnęłam po żyletkę. Podświadomie chciałam jednak, by ktoś dostrzegł mój ból, by jakiś człowiek wreszcie pocieszył w tej całej beznadziei. To dlatego te wszystkie rany miałam w widocznych miejscach.

Na tamtym moście kolejowym chciałam jednak raz na zawsze zakończyć wielomiesięczną szkolną mękę, której nie umiałam dźwigać. Tolerowanie jej było już ponad wszystkie siły. Myślę, że tamten SMS wymieniony z przyjaciółką ot tak, niby bez znaczenia, uratował mnie przed najgorszym.

zudit_acer_at_sea (29)

Stało się to, co uważałam wtedy za koszmar – nauczyciel jednak nie ugiął się. Z matematyki musiałam za kilka miesięcy pisać poprawkę. Najlepsza była reakcja mojej mamy na tę wiadomość. Mamy, której bałam się wtedy tak panicznie, że chciało mi się wymiotować (a przecież nie była żadnym oprawcą, bałam się po prostu, że ją cholernie zawiodę. Ja, dziewczyna, która ze wszystkich innych przedmiotów miała świetne oceny, a ta nieszczęsna matematyka niszczyła cały obraz nastoletniej mnie). Stanęłam wtedy przed mamą, pamiętam, że jak gdyby nigdy nic składała pranie: „wiesz, nie udało się, mimo wielotygodniowych walk z nauczycielem… niestety będę miała na tych wakacjach poprawkę”. I co na to Ona?: „W porządku, to jeszcze nie koniec świata. Poradzisz sobie”. A mnie jakby ktoś obuchem walnął w mój pusty łeb:

– I ty chciałaś się zabić?! Skończyć ze sobą? Tylko dlatego, że bałaś się rodziców? Zobacz, jak mama cię wspiera. Zobacz, przecież wszystko jeszcze będzie zupełnie normalne!

zudit_acer_at_sea (20)

I faktycznie. Poprawkę kilka miesięcy później zdałam z łatwością, stres skończył się, zaraz potem były dobrze zdana matura i studia. Matma faktycznie nie przydała mi się w dalszym życiu – podstawy są ważne, ale do bycia dziennikarzem czy doktorantką językoznawstwa wcale nie musiałam umieć rozwiązywać niewiadomych.

Po dziesięciu latach od dnia, w którym stanęłam na tamtym durnym moście, wiem, że to wcale nie wstyd czy strach przed poniżeniem przed klasą i rodziną był najgorszy. To wszystko robiła samotność. Tęsknota za tym, by pogadać z kimś ot tak, jakby problemy wcale nie istniały. Szczęśliwie miałam wtedy przyjaciółkę, trzydziestoletnią osobę z rodziny, która pomogła mi się zacząć z tego śmiać, która zamiast drżeć, że za chwilę faktycznie skoczę z mostu, nastawiła, jak gdyby nigdy nic, moje ulubione grzanki.

zudit_acer_at_sea (19)

Tyle świetnych rzeczy zdarzyło się od tamtego pamiętnego dnia – miłość, nowe przyjaźnie, studia ze świetnymi ludźmi, wyjazdy, koncerty, zupełna beztroska… A wszystkiego tego tak nieświadomie chciałam się pozbawić. Matematyka? Dziś szczerze bawi mnie, że mogła być powodem takiego bólu. Ale w tamtym momencie nikt nie był w stanie przekonać mnie, że cokolwiek może być jeszcze piękne – poniżenie i strach przysłaniały dosłownie wszystko.

Wiem jednak, że kiedyś na mój blog trafi (choćby po tym umyślnie zastosowanym tytule) osoba, która, jak ja wtedy, nie będzie umiała poradzić sobie z przytłaczającymi problemami. Musisz wiedzieć, że pewnego dnia czułam się tak samo, jak Ty teraz. Że nic nie miało już znaczenia, a ból i wstyd zjadały każdą pozytywną myśl. Pamiętaj, że jeśli zabraknie Ci w tym wszystkim przyjaciela, takiego od tych durnych grzanek i normalności, zawsze możesz zadzwonić tu:

116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Po drugiej stronie słuchawki znajdziesz ludzi, którym serio zależy, by wyciągnąć Cię z tego shitu.

zudit_acer_at_sea (26)

fot. Pikolina