Żaden Woodstock dobrych ludzi nie zepsuje!

Mówić, że wyjazd na Przystanek Woodstock jest jednoznaczny z pijaństwem, ćpaniem i taczaniem się w błocie oraz uprawianiem seksu z nieznajomymi, to jak powiedzieć, że…
po wyjściu na ulicę na bank stanie się najgorsze. Samochód nas przejedzie, zły pan zgwałci w zaułku, a bezdomni napadną i okradną. Zawsze byłam po stronie „brudasów”. Tych gorszych w nauce, biednych z domu, pokrzywdzonych przez patologicznych rodziców. Podobnie też stoję murem za woodstockowiczami, bo są mi bardzo bliscy (sami z resztą widzicie na zdjęciach z 1969).
Podobne głupoty (jak media piszące dziś stereotypowo o Woodstocku) wbijano mi kiedyś do głowy w szkole. Dostać pałę to było przecież tak źle. Trója z klasówki z biologii czy niedostateczny z matmy? Koniec świata i wstyd. Wszystko ma być grzeczne i poprawne, BO TAK JEST BEZPIECZNIE. Hej, tylko czy złe oceny powstrzymały mnie, żeby 10 lat później zapisać się na studia doktoranckie z ukochanego językoznawstwa, albo ukończyć polonistykę z najwyższym stypendium naukowym? Gdy ktoś jest inteligentny i wartościowy, żaden Woodstock nie ma szans go zepsuć.
W moich czasach szkolnych najmądrzejsi (bo dojrzali emocjonalnie) i najbardziej wyluzowani byli ci właśnie moi znajomi, którzy ledwo zdawali z klasy do klasy. Agrafki, irokez, dziesiątki kolczyków, spodnie w kratę czy deathmetal w słuchawkach? Do dziś mam do tego ogromny sentyment. Dzieciaki z takich subkultur są często mega inteligentne. Krzywdzące jest mówić, że na bank skończą źle.
Moje koleżanki i koledzy z trudnych rodzin, punkowcy, średniacy cicho przemykający po korytarzach byli najciekawszym towarzystwem, prawdziwymi przyjaciółmi. Mówili, co myśleli, nie lizali nauczycieli po dupach, nie obchodziło ich, co myślą inni. Z nimi miałam najpiękniejsze przygody, bo ich nie obchodziła już utrata reputacji.
Na swój pierwszy Woodstock pojechałam jako 15-latka. Na czwartym takim wyjeździe poznałam mojego męża. W tym roku minęło 9 lat od tamtego pamiętnego spotkania w Kostrzynie nad Odrą. No tak, i zapomniałabym – faktycznie strasznie źle oboje po tych festiwalach Owsiaka skończyliśmy – on jest prawnikiem, ja, jak wszyscy wiecie, dziennikarką. Zły Woodstock sprawił, że dziś mówi się o nas, że jesteśmy „duetem nie do pokonania”.
Zaś co do mówienia o woodstockowiczach źle…. Pamiętam także, jak moja znajoma po medycynie, dziś białostocka lekarka, zabrała mnie kiedyś do najgorszej menelni w mieście. Piłyśmy browar z facetami, którzy pod monopolowym spędzają pół życia, śmierdzą brudem, a żony dawno pogoniły ich z domu. Zastanawiałam się, dlaczego tak właściwie tam jesteśmy, a koleżanka, pani pediatra ze szpitala, na ucho powiedziała mi najpiękniejszą rzecz świata:
– Pamiętaj Judyta, o wielkości człowieka nie świadczy wykształcenie, pozycja ani stan konta. Najwięcej mówi o nim to, jak odnosi się do ludzi z pozoru zepsutych, nic nieznaczących, głupich lub biednych. Ja mam znajomych wszędzie – wśród wykładowców uniwersyteckich, pacjentów, ale i ludzi bezdomnych – oni co dzień kłaniają mi się w pas na ulicy. W każdym widzę przyjaciela, i z każdym z nich mam wspólny temat. Mnie nie obchodzi to, czy tracę reputację, bo tu z nimi stoję. Wszystkich ludzi trzeba umieć kochać ZA NIC.
Muszę te piękne słowa mojej znajomej odnieść do Przystanku Woodstock, który przez kilka lat odwiedzałam. Za chwilę będą przecież kolejne ataki na Jurka Owsiaka, na „dzikie okropieństwa i zepsucie młodzieży”. Może i jest tak, że na Woodstock w większości jadą ludzie młodzi i pogubieni. Tacy, którzy po dwóch piwach tracą rozum, nie potrafią odmówić zapalenia trawki od podejrzanego typa, lub za jeden komplement od przypadkowego faceta idą z nim do namiotu. To oni/one, szukając siebie, poczucia własnej wartości, błądzą. Nieraz dokładają swoją cegiełkę do budowania złego obrazu festiwalu. Ale od kiedy to życiowe pogubienie czy szukanie swojej własnej drogi jest czymś złym? Od kiedy daje innym prawo do pogardy?
Kto pierwszy zaraz rzuci w nich kamieniem? Obłudnicy, tacy właśnie, jak dawne kujony z mojej szkoły, których nigdy nie było stać na prawdę, popełnianie ludzkich błędów ani bycie sobą.
Jedźcie na Woodstock, bo absolutnie warto! A prawda o panującej tam demoralizacji jest prosta, jak ludowe przysłowie: „dobrego i karczma nie zepsuje, a złego i sam kościół nie naprawi”.
Zdjęcia: Pikolina/fot. otwierające: Zielony Koperek
Zdjęcia zrobiłyśmy na hippisowskim pikniku – Ola ze Sweetshoop i Sylwia z bloga Zielony Koperek to tak cudnie zakręcone dziewczyny, że już uknułyśmy cichy plan robienia „sesji przez epoki” w każdym miesiącu. Niebawem wehikuł czasu przeniesie nas w cudowne lata pin-up girls ;)