Berlin. Jak zostałyśmy szafiarkami

Znajomi mówią mi: „tyle się ostatnio w Twoim życiu dzieje, że aż nie nadążamy lajkować!”. Jeszcze rok temu takie zdanie zupełnie by do mnie nie pasowało – ot, praca, dom, zaoczne studia doktoranckie. Do czasu, gdy założyłam bloga…
Wtedy też moja skrzynka mailowa stała się wrotami, magicznym portalem, który łączył mnie z nietypowymi ludźmi piszącymi z propozycjami robienia szalonych rzeczy. Ot, na przykład takiego wyjazdu na skoki spadochronowe nad morzem, wystąpienia w telewizji czy… wycieczki na szoping do Berlina.
Mail od pani Kasi z DB Bahn (niemieckie linie kolejowe) przyszedł jakieś dwa miesiące temu. Zaproszenie wydawało się wspaniałe, tym bardziej, że data wyjazdu do Niemiec zgrywała się niemal idealnie z pierwszymi urodzinami bloga. Postanowiłyśmy je więc świętować w europejskim stylu;) Trochę się z Pikoliną martwiłyśmy, czy poradzimy sobie w tym ponad trzymilionowym mieście, czy aby na pewno nie pogubimy się w topografii potężnej stolicy.
Było jednak cudownie! Okazało się, że ten cały pan Berlin: po pierwsze, wcale nie jest aż tak daleko (z Warszawy podróż trwała niecałe pięć godzin – pociąg DB Bahn startuje na Dworcu Centralnym, a bieg kończy na majestatycznym i nowoczesnym dworcu Berlin Hauptbahnhof). Po drugie, miasto, choć potężne, ma świetną komunikację – wystarczy tylko trochę rozumieć po angielsku, by w punkcie informacyjnym (albo internecie) uzyskać informacje, w jaki autobus lub linię metra wsiąść, by dojechać pod swój hotel.
… właśnie, hotel. Mieszkałyśmy w tętniącym życiem centrum – w The Circus Hotel. Piękny, z niesamowitą restauracją urządzoną w tak modnym teraz stylu loft. Bardzo lubię też ten klimat naszych „małżeńskich” sypialni. Zawsze na blogowych wyjazdach bierzemy z Kasią dwójkę, by nie czuć się samotnie w wieczory. Tym razem nasz pokój był prześliczny!
Co jest jednak najpiękniejsze w Berlinie? Wielokulturowość i zmiany. Na ulicach słychać wszystkie języki świata. Polski taksówkarz, który woził nas po mieście, zażartował: „Faktycznie, w Berlinie da się czasem spotkać jakiegoś Niemca”;). Nastawiłyśmy się z Kasią, że my dwie, takie ładne, „przekrasne” dziewczyny z Polski, pokażemy się im w tych Niemczech, bo tam przecież sami brzydcy ludzie mieszkają. A tu klops! Berlińskie ulice pełne są przechodniów jak z żurnala. Niesamowicie ubrani, przystojni mężczyźni, kobiety jak z okładek czasopism. Pełna hipsterka! Zadziwiające, że nawet tamtejsi bezdomni to ludzie z jakimś przedziwnym szykiem i nostalgią. Ponoć Berlin to także ciągłe zmiany – tam nowe płynnie łączy się ze starym… Spomiędzy nowoczesnych biurowców wyłania się nagle np. gotycki kościół, zaś przy zabytkowym ratuszu widać potężną, nowoczesną wieżę telewizyjną.
Do Berlina pojechałyśmy jednak dla innej ważnej przyczyny – to miał być idealny, babski czas. Czyli – oczywiście zakupy. Najpierw miałyśmy okazję odwiedzić loftowy kompleks budynków Bikini Berlin, czyli miejsce m.in. niemieckich designerów mody – to tam można znaleźć sklepiki znanych lub wschodzących projektantów, a także zobaczyć miejsca, w których piękne, ponadczasowe ubrania powstają. Bikini Berlin warto odwiedzić także z innej przyczyny – to budynki położone tuż przy potężnym, berlińskim ZOO. Wyobraźcie to sobie – idziecie kupić bluzkę, a za wielkimi, szklanymi szybami galerii skaczą egzotyczne małpki lub… przechadzają się słonie. Bajka! Widoki na dzikie zwierzęta roztaczają się także z 10 piętra jednego z budynków kompleksu, w Monkey Barze, gdzie wypijemy kawę z widokiem na skaczące po gałęziach stadka małp.
Najprzyjemniejsza część wyjazdu, zakupy, też były wyjątkowe. 30 minut od centrum Berlina znajduje się bowiem Designer Outlet Berlin – coś na kształt spokojnego, „sklepowego miasteczka”. Można tu smacznie zjeść, poleżeć na tamtejszej plaży i spacerować od sklepiku do sklepiku. W przeciwieństwie do tradycyjnych galerii handlowych tu nie ma pośpiechu ani zgiełku. Panie zatrudnione w sklepach – niezależnie, czy to butik Karla Lagerfelda czy Esprit, są przemiłe, nikt tu na nikogo podejrzliwie nie patrzy, nikt nie ocenia. Jest świetnie! Dostałyśmy też vouchery na zakupy – tamtego dnia wszyscy znani projektanci mogli być w naszym zasięgu! Na kilka godzin stałyśmy się więc szafiarkami pełną gębą i powiem Wam, że spodobała mi się ta robota!
Wieczór po dniu pełnym modowych wrażeń spędziłyśmy na zwiedzaniu Berlina. Oprócz nas, na wycieczkę zaproszono dwie polskie blogerki – Anetę z bloga naszadrogado.pl i Natalię, cudowną podróżniczkę z Zapisków ze świata. Wraz z tą przemiłą babską ekipą udało nam się jeszcze zobaczyć Bramę Brandenburską oraz fragmenty Muru Berlińskiego.
Najpiękniejsze, że w Berlinie spotkałam też samą siebie. Mówi się przecież, że w pewnych miejscach możemy dostrzec swoje własne cechy. Jeśli powiedzmy sami jesteśmy do szpiku zepsuci, to np. w Przystanku Woodstock zobaczymy tylko zło. Dobrzy ludzie dostrzegają rzeczy piękne. Ja w Berlinie zobaczyłam serdeczność. Tolerancję. Nieważne, czy na ulicy całowali się geje, czy szły kobiety w czarnych burkach, czy lesbijki z Chin, nikt nie widział w tym nic szokującego ani wymagającego dłuższego zatrzymania spojrzenia. W tym mieście tolerancyjność, otwartość i serdeczna atmosfera to coś z góry ludziom przyrodzonego. Czułam się tam jak w domu <3
Zdjęcia: Pikolina
PS: Do piątku jesteśmy z Karlosem w Atenach – na wszystkie Wasze blogowe i facebookowe komentarze odpowie Pikolina. Dwa kolejne wpisy przygotowała dla Was moja mama („żebym ja mogła odpocząć i wreszcie zająć się mężem”). Będzie się więc miło działo!
#doBerlinazDB #Berlin #DBBahn #BikiniBerlin #DesignerOutletBerlin