Korki z pisania, nieCodzienność

Czy warto jest zostać dziennikarzem?

Jak myślicie, dlaczego zawsze marzyłam, żeby zostać dziennikarką? Przecież ten zawód rzadko kiedy zapewnia umowę o pracę, stabilność, nie wspominając już o dobrych pieniądzach…

Wszystko chyba przez moją mamę. Od dziecka obserwowałam, jak dwoi się i troi, by komuś pomagać. A to przygarnęła podrzucone pod sklep szczeniaki z grzybicą skóry i wyleczyła je drogimi lekami. To co, że na głowie miała trójkę dzieci i tylko tata pracował. Na pomaganie zawsze umiała znaleźć sposób. A to pakowała jakieś pudła ubrań i zabawek  (babcia przesyłała nam piękne rzeczy z USA) i mówiła, że zaniesie je jakimś biednym dzieciom, które mają gorzej od nas. Albo… zaprosiła na obiad jakąś rumuńską rodzinę z małymi dziećmi. To nic, że wszyscy mówili: „ci Cyganie tylko okradną twój dom!”. Ona częstowała ich gorącymi potrawami.

Kiedy jest się córką takiej babki ideę pomagania ma się we krwi. Dziennikarką chciałam zostać właśnie dlatego, że znałam siłę oddziaływania mediów. Wiedziałam, że czasem opisanie czyjejś krzywdy w poczytnej gazecie lub portalu może wiele zdziałać. I w taki właśnie sposób chciałam ludziom pomagać.

IMG_7426

Pamiętam oszukaną w banku starszą panią Jadwigę: młoda pracownica w okienku przyjęła od staruszki 500 zł raty za kredyt, ale… przez przypadek przelała pieniądze na zły numer konta. Starsza pani po jakimś czasie dostała wezwanie: „Opłata za ratę nie została uiszczona. ODSETKI ROSNĄ, PROSIMY O UREGULOWANIE ZALEGŁOŚCI”.

Bardzo wystraszona starsza pani poszła do swojego banku – od razu zgłosiła się do pracownicy, która ją wtedy przyjęła. I co? Na prośbę o wyjaśnienie sytuacji (starsza pani miała nawet dowód wpłaty) kobieta w okienku opryskliwie wyśmiała ją („To jakaś pomyłka, proszę nie blokować kolejki, ludzie czekają”). Staruszka, której pieniędzy ledwo starczało do końca miesiąca była załamana. Poszła do banku również drugi raz z prośbą o sprawdzenie, czy na pewno nikt się nie pomylił. Ale nikt nie chciał jej pomóc.

Skąd miałaby wziąć z tych marnych 1000 zł swojej emerytury kolejne 500 zł na uiszczenie raty, którą i tak raz już zapłaciła? Całkiem przypadkiem trafiłyśmy na siebie w czasie, gdy pracowałam w redakcji newsowej. Wiedziałam, że spotkała ją niesprawiedliwość. Nawet nie chodziło o to, by ukarać pracownicę banku za pomyłkę. Nie. Każdy przecież może się pomylić. Tylko nie każdy umie się przyznać do błędu i go naprawić. Wyśmianie starszej pani i pogardliwe potraktowanie włączyło we mnie tryb Elżbiety Jaworowicz.

IMG_7412

Na spotkaniu zaproponowałam pani Jadwidze, że zachowanie pracownicy opiszę w artykule. Wywiad miałam nagrany, zdjęcia poszkodowanej oraz dowodu wpłaty też były już gotowe. Wykonałam telefon do oddziału banku, w którym starszą panią potraktowano źle. Rzetelność dziennikarska zawsze jest na pierwszym miejscu, dlatego zapytałam wspomnianą pracownicę, jak to było z jej punktu widzenia. Oczywiście potraktowała mnie opryskliwie, nie chciała nic tłumaczyć. Wystosowałam też oficjalny mail do banku – informując, że chcemy opisać całą sytuację…

Nie zdążyliśmy. Wyobraźcie sobie, w ciągu kilku godzin od mojego maila starsza pani odebrała telefon od samego dyrektora banku. Bardzo ciepło ją przeprosił i powiedział, że wezwał pracownicę na rozmowę i ta po czasie przyznała się do pomyłki. Ponoć poniosła konsekwencje. Najważniejsze jednak – pani Jadwiga nie musiała już płacić zaległej raty. Bank wszystkim się zajął. To był jeden z tych dni w mojej dziennikarskiej robocie, w którym czułam, jaką władzę może mieć reporter, gdy dobrze ją ukierunkuje. Uśmiech tej starszej pani był czymś piękniejszym nawet od otrzymania dobrej wypłaty na konto.

IMG_7413

Innego dnia pojechałam w teren „na zaproszenie”. Mieszkańcy Białegostoku oburzali się, bo od kilku dni po ich spokojnej uliczce (którą za własne pieniądze wyłożyli kostką brukową – wcześniej mieli tam tylko błoto) jeżdżą tiry i wszystko dewastują. Urząd miasta na zgłaszany problem nie reagował – ważące tony ciężarówki nie miały objazdu i przez kilka tygodni musiały wjeżdżać w spokojne osiedle, robiąc dziury w kostce brukowej. I to właśnie była sprawa dla reportera. Mieszkańcy chcieli problem nagłośnić, dlatego zaprosili mnie do centrum wydarzeń. Wyobraźcie sobie ten obrazek – przyjeżdżam, na miejscu grupa 20 osób – bardzo zżyci ze sobą sąsiedzi. Opowiadają mi o problemie w oburzeniu. Proszą, by sfotografować dziury w drodze, pokazują rachunki na 20 tys. zł, które zapłacili kiedyś za swoją brukową kostkę. A za chwilę… na uliczkę wjeżdża pierwszy tir.

I tu zaczyna się akcja rodem z reportaży Elżbiety Jaworowicz. Sąsiedzi z widłami (!) biegną na kabinę tira. Ludzka blokada – pojazd nie może wjechać dalej w osiedle. Krzyczą, by kierowca wysiadał. Robi się gorąco, mężczyźni go szarpią. Po chwili przyjeżdżają dwa policyjne radiowozy. Nikt nie chce ustąpić. Przepychanka. Ludzie nie wpuszczą kilkutonowego tira na swoją brukowaną uliczkę. Policjanci spisują kilka osób, po czym każą kierowcy się wycofać. Fotografuję i nagrywam dyktafonem całe zajście.

IMG_7417a

Do dziś pamiętam twarze wszystkich tamtych wkurzonych mężczyzn. Tę sąsiedzką komitywę, widły, walkę o ich drogę. Niesamowite, jak wspólna sprawa ich połączyła. Pod swoimi domami pełnili nawet dyżury 24 na dobę, by blokować wjazd tirów.

Po kilku tygodniach od tej przygody dostałam telefon od przewodniczącego rady mieszkańców:

– Pani redaktor, po artykule i fotoreportażu urząd miasta się ugiął! Wreszcie wymyślili objazd dla tych tirów. Wszyscy z osiedla panią pozdrawiamy i bardzo dziękujemy. Droga znów jest nasza!

To była na pewno jedna z piękniejszych chwil w mojej pracy zawodowej.

Czy warto zostać dziennikarzem? Oczywiście.

Tylko nie dla pieniędzy, bo ich raczej nigdy nie będziecie mieli dużo, ale właśnie dla takich chwil.

Zdjęcia: Pikolina, otwierające: Aga Waśkiel

IMG_7428