Taki Lajf!

Policja? Proszę przyjechać na Facebooka. Jest burza

Sobota rano. Z kawą w dłoni przeglądam najciekawsze newsy w internecie. Na fanpage’u „Wysokich Obcasów” pojawia się ogłoszenie z zachęcającym zdjęciem Ryana Goslinga: 

„Szukamy osoby na staż w grudniu, z możliwością zatrudnienia na stałe. Za miesięczny staż płacimy niestety symbolicznie, ALE”… i tak dalej, i tak dalej… Już kilka minut później ten status „WO” zalewa fala pełnych oburzenia komentarzy.

Jako moi czytelnicy wiecie pewnie, że „Wysokie Obcasy” czytam od kilkunastu lat. Chwalę się nimi wszędzie, kolekcjonuję okładki, by kiedyś zrobić sobie z nimi sesję foto. Bez przesady mogę powiedzieć, że na tej gazecie się wychowałam – kształtując swoją tolerancję, otwartość na ludzi, ciekawość świata, miłość do kultury. Dlatego też jednym z piękniejszych dni w moim zawodowym życiu było, gdy jedna z redaktorek „WO” powiedziała, że mój tekst na blogu (o, TEN) jest niesamowity i chce go puścić w internetowym wydaniu gazety, jak również na ich fanpage’u. Dla dziewczyny, która to pismo z wypiekami czytała już od 14. roku życia to był zaszczyt. Przyznam Wam się w sekrecie, że w ostatnich latach dwa razy wysyłałam nawet do nich swoje CV – niestety bez skutku. Dlatego zawsze na nowo świecą mi się oczka, gdy znów wrzucają gdzieś ogłoszenie, że szukają dziennikarzy. Sama raczej nie poszłabym już na staż za symboliczną zapłatę, rzucając absolutnie wszystko, co mam tu takie miłe i bezpieczne. Zbyt duże ryzyko zostania potem z niczym. Ale kto wie, co bym zrobiła, gdyby zapukali właśnie do mnie…  jestem bardzo spontanicznym człowiekiem i lubię spełniać dawne marzenia;) Zobaczcie jednak, jak wyglądało ogłoszenie, które wywołało prawdziwą burzę na Facebooku:

wo

Żeby było jasne – też nie zgadzam się na wyzysk i również uważam, że za każdą wykonaną pracę trzeba płacić. Nawet mojego najmłodszego brata, gdy np. ma ochotę pomóc mi z bagażami czy posprzątać w domu opłacam kieszonkowym. Nie muszę tego robić – po prostu mogę i chcę.

Czytając jednak to ogłoszenie, a potem pełne oburzenia komentarze innych, pomyślałam, że ci ludzie nie mają żadnego pojęcia o pracy w redakcji, lub nigdy się w dziennikarskim środowisku nie obracali. Przez kilka ostatnich lat przekonałam się, że w redakcjach nigdy nie było zbyt wiele pieniędzy na wypłaty dla ludzi piszących. Pokażcie mi dziennikarza (no, może z wyjątkiem tych celebrytów telewizyjnych), który zarabia dużo, lub przynajmniej satysfakcjonująco. Serio, ze świecą takich ludzi szukać. Prawda jest taka, że gazety i portale w głównej mierze utrzymują się ze sprzedaży reklam – więc najczęściej to od dobrych handlowców zależy, jak redakcja radzi sobie finansowo. A uwierzcie mi, o świetnego handlowca jeszcze trudniej dziś, niż o dobrego redaktora. Niestety, przez złą sytuację finansową gazet dziennikarze coraz częściej mogą jedynie pomarzyć o godziwej pensji, nie wspominając już o umowie o pracę.

Dlatego, gdy w sobotę w komentarzach ludzie zaatakowali „Wysokie Obcasy” za komunikat o stażu za symboliczną kwotę, nie rozumiałam oburzenia. Przecież ogłoszenie jest uczciwe – oni powiedzieli wprost o sytuacji, symbolicznej zapłacie oraz (jedynie) „opcji” pozostania na stałe. Większość pracodawców nawet nie wspomina o takich rzeczach z obawy, że żaden kandydat się do nich nie zgłosi.

Burza w internecie zaczęła się od tych słów jednej z internautek:

wwwwww

Za chwilę pojawiły się również kolejne komentarze w tym stylu:

„Ja też poczułam niesmak. W końcu na stażu się pracuje!!!! Rozumiem, że jest to okazja na zdobycie doświadczenia w dobrej gazecie, ale nie jest to uczciwe po prostu. Nie jest i nigdy nie będzie. Miejsce stażu nie ma nic do rzeczy, może to być korporacja, mleczarnia, piekarnia czy gazeta, A ta migocząca gdzieś w oddali możliwość zatrudnienia… Brak mi słów”.

„Straszne jest to, że taki moloch jak AGORA nie może zapłacić człowiekowi za TYLKO miesiąc pracy. Jak myślisz, dlaczego ten „staż” jest w grudniu? Bo wtedy jest największy zapiernicz…”.

Ludzie głośno krzyczeli też, że „Wysokie Obcasy” są obłudne, że tylko hipokryci najpierw piszą artykuły o wyzysku pracowników w fabrykach, a potem sami wrzucają TAKIE ogłoszenia. Że przestali być wiarygodni, bo przecież dotąd sami walczyli z umowami śmieciowymi. Czytając komentarze walczących o prawo do wypłat dla stażystów odniosłam wrażenie, że ci wszyscy ludzie nie mają pojęcia o pracy dziennikarzy. Bo to (niestety) coś zupełnie w tym środowisku zwyczajnego, że nawet doświadczeni redaktorzy dostają marne grosze za swoją pracę. Nie wspominając już o stażystach, którzy zazwyczaj mało potrafią i trzeba ich uczyć wszystkiego od początku. To bardzo smutne, ale dziś dziennikarz rzadko kiedy jest osobą, która pisze z powołania, z potrzeby wyższych idei. Z idei nie da się wykarmić rodziny. Niestety.

pyszne_pl_zudit_006

Nie oburzyłam się więc na administratora fanpage „Wysokich Obcasów”, ani na treść ogłoszenia. Atakowanie bogu ducha winnych dziennikarek jest zwyczajnie głupie. Nikt nie wie, na jakich zasadach one same pracują. A to, że opisują wyzysk w firmach, czy ludzi pracujących na śmieciówkach wcale nie wyklucza tego, że być może one też mają w pracy ciężko.

Jak dziś pamiętam – w dawnej redakcji pisałam o biednej staruszce z podlaskiej wsi, która miesięcznie na życie miała tylko 700 zł. Z wielkim współczuciem pisałam o niesprawiedliwym pracodawcy, który przed laty ją oszukał, o drogich lekach i kosztach życia. Zrobiłam smutny reportaż o kimś, kto ma w życiu bardzo źle. Tymczasem, tego samego dnia od swojego szefa odbierałam symboliczne 300 zł za cały miesiąc pracy i codziennego pisania pełnowartościowych, „klikalnych” artykułów. Pieniądze były tak małe nie dlatego, że mnie nie lubił, czy że z zasady tak się traktuje stażystów. Nie. Po prostu wszyscy dziennikarze w znajomych redakcjach mieli w tamtym czasie bardzo skromne wypłaty. Taka jest sytuacja wielu gazet w Polsce. Podeszłam więc do tych 300 zł optymistycznie. Potraktowałam je jako bonus do tego, że w tym momencie poświęcam czas i uczę się trudnego dziennikarskiego warsztatu.

Dlatego nie rozumiem oburzenia i uważam, że spędzenie zaledwie jednego miesiąca w redakcji, która dla wielu jest spełnieniem marzeń; nauka od najlepszych i poznanie świetnych ludzi nie jest żadnym wyzyskiem. Gdybym sama pewnego dnia dostała się do „Wysokich Obcasów”, traktowałabym to jako kolejną inwestycję w siebie i świetną przygodę, za którą w dodatku mi zapłacą.

PS Liczę na Was – dajcie znać, co o tej aferze myślicie – bez Waszych komentarzy „to nie robota” ;)

Fot. Pikolina