Taki Lajf!

Mam już tego dość! Czyli jak rzuciłam… internety

Chyba każdy z nas co jakiś czas albo robi sobie oczyszczający dzień wolny od przebywania w sieci, albo marzy o usunięciu konta na Facebooku i całkowitym zniknięciu. O takim prawdziwym życiu, jak kiedyś. 

Może pojadę dziś banałem, ale czuję, że muszę się podzielić swoją historią – pierwszy raz od dawna jest mi tak cudownie lekko!
Początkowo myślałam, że po prostu zbyt wiele czasu spędzam w Internecie – wiadomo, ostatnio pracuję zdalnie, mimochodem więc co jakiś czas zaglądam do mediów społecznościowych. Potem uznałam, że lekarstwem na to będzie np. poproszenie Kasi, by raz na jakiś czas przejęła wszystkie blogowe konta w social mediach, abym ja mogła zresetować umysł. Na takie kryzysy najlepsze były też wyjazdy – np. w góry lub za granicę, gdzie (szczęśliwie!) dostęp do Internetu bywał ograniczony. Tylko że ostatnie miesiące z wiadomych przyczyn jakoś nie obfitowały w wyjazdy, stąd i rosło moje przygnębienie.
Ten stan zwalałam na ciążę – za wszelką cenę chciałam usuwać ze swojego otoczenia osoby toksyczne, wywołujące złe emocje. Myslałam: o, teraz jestem w takim stanie, że nic nie muszę: ani spotykać się z ludźmi, którzy od dawna mnie irytowali, ani się nikomu podobać, ani ubierać się tak, jak w pracy przystoi.
Tylko co poradzić na to, że rozdrażnienie życiem w internetach stale powracało? Musiałam sobie uświadomić zaledwie jeden szczegół: to nie Facebook czy jego forma przekazu działały na mnie negatywnie (np. zasypiałam, czując poirytowanie czyjąś publiczną wypowiedzią, którą przeczytałam na tablicy), ale kilka konkretnych, bardzo toksycznych ludzi.

IMG_2695-2
Tęskniłam za czasami, gdy lista moich znajomych wynosiła nie 600, a 50 osób. Osób, z którymi mnie coś wyjątkowego i dłuższego łączyło – szkoła, studia, długie rozmowy. Dawniej przecież mogłam sobie w takim bliskim towarzystwie publikować wesołe posty lub prywatne fotki z randki z mężem, (którego przecież wszyscy znali), z mamą, imprezowe – bez obawy i krępacji, że „to ugodzi w mój wizerunek”. Ostatnio stale obawiałam się, że moje życie podglądają tak naprawdę zupełnie obcy ludzie – szefowa, osoby z agencji reklamowych, potencjalni pracodawcy (np. redaktorzy portali internetowych), których miałam w gronie tych 600 znajomych.
Oprócz tego męczyły mnie informacje: że oto pani, którą dwa razy w życiu widziałam na oczy, ale którą miałam w znajomych, publikuje post, że właśnie jest na szkoleniu nad morzem; ktoś inny, że lubi rude kotki, albo, że właśnie się zaręczył. Do tego dochodziły posty z fanpejdży polubionych niegdyś blogów i portali informacyjnych. Wchodząc na Facebooka czułam się więc dziwnie: jakby te wszystkie newsy, które mnie zalewają, nie dotyczyły mnie, były totalnie obojętne, a nieraz: bardzo irytujące, generujące złe uczucia. To tak, jakby po twoim domu stale przechadzali się jacyś obcy ludzie, których każdego dnia ostatkiem sił tolerujesz wbrew sobie.

IMG_2653 (1)

Zaczęłam więc pytać samą siebie: to po co mi ten Facebook? Po co tak wiele informacji o życiu innych? Które posty sprawiają mi radość, a które powodują, że ze złości nie mogę wieczorem zasnąć? Odpowiedź znalazła się w bardzo niepozornym momencie: kilka dni temu robiłam korektę pewnej książki, w której autor przytoczył opowieść o trzech sitach prawdy Sokratesa, zobaczcie:

„Któregoś dnia zjawił się u Sokratesa jakiś człowiek i chciał się z nim podzielić pewną wiadomością.
– Posłuchaj Sokratesie, koniecznie muszę ci powiedzieć, jak się zachował twój przyjaciel.
– Od razu ci przerwę – powiedział mu Sokrates – i zapytam, czy pomyślałeś o tym, żeby przesiać to, co masz mi do powiedzenia przez trzy sita?
A ponieważ rozmówca spojrzał na niego nic nierozumiejącym wzrokiem, Sokrates tak to objaśnił:
– Otóż, zanim zaczniemy mówić, zawsze powinniśmy przesiać to, co chcemy powiedzieć, przez trzy sita. Przypatrzmy się temu.
Pierwsze sito to sito prawdy. Czy sprawdziłeś, że to co masz mi do powiedzenia, jest doskonale zgodne z prawdą?
– Nie, słyszałem, jak o tym mówiono, i…
– No cóż… Sądzę jednak, że przynajmniej przesiałeś to przez drugie sito, którym jest sito dobra. Czy to, co tak bardzo chcesz mi powiedzieć, jest przynajmniej jakąś dobrą rzeczą?
Rozmówca Sokratesa zawahał się, a potem odpowiedział:
– Nie, niestety, to nie jest nic dobrego, wręcz przeciwnie…
– Hm! – westchnął filozof. – Pomimo to przypatrzmy się trzeciemu situ. Czy to, co pragniesz mi powiedzieć, jest przynajmniej pożyteczne?
– Pożyteczne? Raczej nie…
– W takim razie nie mówmy o tym wcale! – powiedział Sokrates. – Jeżeli to, co pragniesz mi wyjawić, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani pożyteczne, wolę nic o tym nie wiedzieć. A i tobie radzę, żebyś o tym zapomniał”.

IMG_2698-2
Tak też podeszłam do informacji, które każdego dnia zalewały mnie na Facebooku. Zapytałam samą siebie, które z nich w ogóle są prawdziwe, które dobre i pożyteczne dla mnie. Na pewno przecież nie te, które budzą niezgodę, zazdrość lub smutek. W ten sposób powstała Magiczna Lista… Dziś więc na tablicy Facebooka, czyli w moim „domu” wyświetlają mi się tylko te osoby, które lubię, cenię, miło wspominam i którymi stale się interesuję.
Dziwne, że nie wpadłam na to wcześniej. Przy okazji wcale nie trzeba było „cichaczem” usuwać ze znajomych tych wszystkich innych osób – byłego szefa, nauczycieli akademickich czy wścibskiej sąsiadki.
Teraz, jak za dawnych lat, prywatne posty, które chcę, by widzieli tylko rodzina i przyjaciele, udostępniam nie publicznie, ale dla „Bliskich znajomych”.

bliscy

To daje mi poczucie prywatności i bliskości. Nikt obcy nie zagląda mi już do życia i chyba właśnie takiego bezpieczeństwa potrzebowałam. Kolejna rzecz – odeszłam od internetów… ale tych „złych”, czyli np. od obserwowania portali i blogów, których newsy nie dawały żadnych pozytywnych emocji, a swoimi postami zalewały codziennie.
Teraz, gdy rano odpalam komputer z kawą w dłoni, mam przyjemną pewność, że to, co przeczytam na tablicy Facebooka będzie dla mnie ciekawe, pożyteczne i bliskie. Że będę się czuła jak w domu.
Bardzo polecam Wam „przefiltrowanie” swojego Facebooka przynajmniej przez dwa sita z opowieści Sokratesa: sito przydatności i dobra. Zawsze można przecież przestać obserwować fanpajdże i osoby, które nic pozytywnego do naszego życia nie wnoszą.

Dziś sesja z Kasią w roli modelki, zdjęcia: Forma Koloru, makijaż: Emilia Jaskulska.

IMG_2660

1