nieCodzienność

Kim jest nasz tajemniczy sąsiad z piętra niżej?

Tajemniczy Panie Sąsiedzie. Od kiedy kilka miesięcy temu wprowadziłam się do tego wysokiego bloku z windą, mijamy się niemal codziennie. Czasem nawet Pana pies, jakby rozumiał, że cała Wasza sytuacja jest, jaka jest, stara się na podwórko wyprowadzić sam. 

Tak… Wtedy rankiem, chyba o siódmej, widzę go pod klatką, jak czeka rozumnie, by ktoś już wpuścił go do bloku po samotnym spacerze uliczkami osiedla. Wchodzi wtedy taki cichy po schodach, zatrzymuje się potulnie pod windą. Tam też rozumiemy się bez słów – nie mam serca, by przejść, nie odgadując jego potrzeby – otwieram mu drzwi, wciskając przycisk: najpierw Waszego, potem mojego piętra. Mieszkacie poziom niżej, więc zawsze grzecznie uchylam drzwi windy temu małemu przyjacielowi, on rozumnie zerka na mnie i wychodzi, stając pod Waszym mieszkaniem. Będzie czekać, aż mu w swojej lepszej chwili i Pan otworzy. Nie wiem, czy kiedykolwiek spotkałam mądrzejszego i bardziej kochającego psa.
Ale bywa i tak, że Pana przyjaciel wcale nie wyprowadza się sam – regularnie widuję Was przecież razem, Pan taki milczący, on milczący także. Pewnego dnia, gdy zjeżdżałam na parter, na klatce zauważyłam najpierw tego smutnookiego czarnego kundelka, potem zaś, jakby za zakrętem schodów, Pana… leżącego niemo w poprzek korytarza, pogrążonego w ciszy i niemiłosiernym smrodzie wszystkich możliwych ludzkich fekaliów. Psina strzegła pana cicho, nie rozumiejąc oburzenia mieszkańców, którym zawalił Pan swoją pijaną na umór osobą wejście do klatki:
– Najbardziej w tym wszystkim to szkoda psa!
– O co chodzi z tym dziadkiem? Jak nie daj Panie Boże przejedzie windą, wszystkich wykręca potem na wymioty – taki zostawia smród uryny, przetrawionego alkoholu i kto tam wie, czego jeszcze!
– Cholerny śmierdzioch! Dlaczego go nie eksmitują? Z czego on płaci rachunki, jak tak codziennie zapity chodzi? Czy nie ma w domu wody do umycia się? Skąd ten niemiłosierny smród, na litość boską?!

robak3

Nawet, gdy ktoś, do granic zirytowany Pana widokiem zadzwonił raz na policję, na względzie miał dobro psa:
– Proszę zabrać tego zapitego człowieka, zawalił klatkę, śmierdzi niemiłosiernie, a tu przecież chodzą małe dzieci! Tylko psa nie zabierajcie, on tu mieszka, nawet rozumie się na windzie, on poczeka. Ale szanowny zapity emeryt niech w końcu wytrzeźwieje na jakimś dołku!
Czasem sama też bywałam na Pana wściekła. Za to, że mimo, że widzi mnie Pan, taką wielką i w ciąży, z całym zapachem poprzedniej alkoholowej nocy wsiada do windy razem ze mną. Mimo że grzecznie staram się powstrzymać oddech, by na kilka pięter nie czuć, torsje wygrywają. Zawsze wściekle myślę wtedy: czyż on nie czuje, jak szaleńczo śmierdzi?! Chce mnie, ciężarną wykończyć?!
Ale potem, gdy już wezmę oddech w swoim mieszkaniu, myślę o Panu – jaką kryje Pan smutną historię, jak to się stało, że na stare lata jest pan tak samotny i pogubiony? Podziwiam też, że mimo tych litrów alkoholu, które przelewają się przez Pana życie, trzy razy dziennie pamięta Pan o swoim psie, i jak prawdziwi przyjaciele wychodzicie razem. Nic o Panu nie wiem – zawsze mijamy się w ciszy, czasem usłyszę w odpowiedzi tylko Pana nieśmiałe dzień dobry. Widzę tylko, że bardzo często odwiedza Pan znajomych z noclegowni dla bezdomnych, która jest blisko naszego bloku.

 

Kiedy jednak nie widujemy się dłużej niż dwa dni, martwię się – czy wszystko w porządku? Może powinniśmy zjechać na Pana piętro i zapukać? Czy pies dziś już wychodził na podwórko? Wtedy właśnie, w co nigdy wcześniej bym nie uwierzyła, uspokaja mnie ten dobrze znany, duszący zapach w windzie – acha, czyli jesteście, żyjecie, wszystko w porządku. Dobrze, że po staremu.

Mam, nie wiedzieć czemu, wielką wrażliwość na ludzi samotnych – o moich znajomych bezdomnych pisałam kilka razy, np. tutaj:

http://zudit.pl/index.php/2014/10/04/jak-nieraz-ratowali-mnie-bezdomni/

Kiedy więc kilka dni temu napisała do mnie Kasia Nicewicz – Prezes Fundacji DAJ HERBATĘ z prośbą o nagłośnienie akcji wspierającej osoby bezdomne w Warszawie, nie zastanawiałam się, bardzo chciałam Wam pokazać, jak takie z pozoru małe gesty zmieniają życie ludzi samotnych – oto poniżej piękny reportaż:

Warszawskie Anioły

Jeśli spodobała Wam się akcja Kasi i jej znajomych, możecie ich wesprzeć nawet drobnymi sumami TUTAJ każda złotówka jest na wagę złota! Właśnie zbierają pieniądze na „wyciągnięcie” z bezdomności i usamodzielnienie się ludzi, którym z różnych powodów nie wyszło w życiu.

(„Projekt freeDOM będzie poświęcony osobom bezdomnym powyżej 40 r.ż, które nie posiadają meldunku. W trakcie jego trwania w/w osoba otrzymuje pomoc w postaci mieszkania/pokoju treningowego, paczek żywnościowych i odzieżowych oraz wsparcie „asystenta”, z którym realizuje indywidualny plan pracy mający na celu usamodzielnienie. W zamian za to osoba uczestnicząca w projekcie pomaga w realizacji celów statutowych fundacji, w tym organizacji posiłków dla innych osób bezdomnych”).

Dzięki z góry za wsparcie! :*

Zdjęcia: Pikolina

1