Zakazane tematy

Tuż przed porodem… czyli co słychać u Żudit?

Znajomi bliżsi i dalsi, czytelniczki, rodzina – sporo miłych ludzi pyta, jak się teraz trzymam. Dziś więc na blogu prywata, bez jakichś górnolotnych, uniwersalnych treści. Opowiem po prostu, jak to w ostatnich miesiącach było i jak jest teraz, „tuż przed”:) 

W sumie to muszę się Wam pochwalić – bo właśnie trwa 9. miesiąc ciąży – a ja ani razu nie miałam nawet porannych torsji, nudności, dzikich zachcianek, nie podjadałam w nocy, ba, nawet nie skarżyłam się na bolący kręgosłup. Wszystkie te ciążowe „błogosławieństwa” dziwnym cudem ominęły mnie! Może to „się zemści” później? Ciekawe, czy Dziewczynka będzie równie bezproblemowa jak cała ciąża z nią. We’ll see! Nawet jeśli lekko nam nie będzie – chciałabym do tych wszystkich trudności podchodzić, jak moja „krajanka” Nishka – która w swoim najnowszym wpisie tak rozprawia się z malkontenctwem wielu młodych mam:
„Dla mnie sprawa jest prosta. Zdecydowałam się powołać na ten świat dziecko, więc ponoszę tego konsekwencje. Wiem, że najbliższy rok będzie wywrócony do góry nogami pod względem snu, wolnego czasu, obowiązków, niepokojów itd. Przyjmuję to do wiadomości, godzę się z tym i nie przeżywam na nowo za każdym razem, marudząc, stękając, narzekając i dziwiąc się, że nie tak to miało wyglądać”.
A wracając do tego, co słychać…
Tak sobie dziś myślę, jak mądra jest matka natura – ostatnie tygodnie ciąży stopniowo przyzwyczaja mnie do ciągłego niewysypiania się – bo a to częste nocne wizyty w toalecie, a to bolące żebra od spania na boku… każdego ranka chodzę jak śnięta, ale jednocześnie cieszę się, bo kiedy pojawi się Dziewczynka, będę już lepiej przygotowana do tych nocnych pobudek i niedospania.

etapy ciąży
Waga
Tu, jak sami nieraz we wpisach czytaliście, miewałam różne kryzysy – bo raz przejmowałam się nią zbyt mocno, drugim razem cieszyłam się każdym nowym kilogramem i ze śmiechem oraz dumą stawałam przed obiektywem przyjaciółek fotografek, by swoją ciążę dokumentować niemal na każdym etapie.
Na samym starcie obawiałam się jednak utraty kontroli nad własnymi zasadami. Bałam się, że ciąża tak na mnie zadziała, że będę znajdywać usprawiedliwienie dla podjadania w nocy (bo przecież „to nie ja, a dziecko tego chce!”), jedzenia fast foodów, braku ruchu itp. Tymczasem te 9 miesięcy pokazało, że charakter jednak mam silny – Chodakowskiej nie odpuściłam sobie chyba do ósmego miesiąca, odżywiałam się dokładnie tak, jak PRZED życiem w dwupaku. Mam nadzieję, że ten spory (nie pytajcie jaki;)) zapas zdobytych kilogramów szybko zniknie – bo ponoć to kilogramy „nietłuszczowe”, tylko „te potrzebne dla dziecka”.
Życie towarzyskie
Wprawdzie mimo wielkich chęci nie pojechałam w tym roku na Woodstock, ale zaliczyliśmy np. koncert Luxtorpedy (Dziewczynka wtedy chyba po raz pierwszy zaczęła kopać, naiwnie twierdzę więc, że to znak, że również będzie kochać mocne brzmienia). Było wiele spotkań przy grillu, a nawet wesele przyjaciół, na którym, będąc w siódmym m.c. tańczyłam prawie do rana. Ale fakt, ciąża odbiera już wiele towarzyskich możliwości – tego lata nie zdecydowałam się np. na żaden blogowy wyjazd, oszczędzałam się, choć może i trochę żałuję. Teraz zaś, w samej końcówce, wolę np. zapraszać swoje koleżanki  do siebie, niż jechać do nich. Co prawda mimo 9. miesiąca zdarza mi się prowadzić auto, ale częste bóle brzucha sygnalizują, że może tym swoim stanem lepiej już nie stwarzać niebezpieczeństwa na drodze;)

IMG_3428
Ostatnia prosta
Od jakichś dwóch tygodni jest mi autentycznie ciężko. Oczywiście tylko fizycznie – bo w duszy mnóstwo optymizmu i podekscytowania! Chodzi o ograniczenia ciała – o ile dawniej żaden morderczy trening z Chodakowską czy na siłowni nie robił na moim organizmie wrażenia, o tyle teraz… ciężko jest nawet podejść do sklepu osiedlowego – robię sobie przerwy co kilka kroków, bo ZADYSZKA. Zawiązanie butów, wstanie z łóżka, schylenie się po kluczyki, które upadły na podłogę – tu jestem zabawnie zależna od pomocy mojego faceta. Co jednak jest prawdą, to to, że świat nie rozumie ciężarnych – stare babcie oburzają się, gdy kasjerki w sklepie obsługują mnie bez kolejki (choć wcale tego nie wymagam), niektórzy ludzie niecierpliwią się, gdy proszę o zwolnienia tempa spaceru, odwiezienie mnie do domu (bo akurat jestem bez auta) czy podanie mi czegoś. W takich chwilach bardzo tęsknię za sobą sprzed kilku miesięcy, kiedy ciało doskonale działało i współpracowało z umysłem :D To też czas, gdy bardziej doceniam swojego faceta – nie mówię mu tego zbyt często, ale kocham, jak tak cierpliwie we wszystkim mi pomaga, robi herbatkę, wiąże buty, z uśmiechem zwalnia kroku, gdy spaceruję przy nim tempem staruszki.

IMG_3416
„Czy boisz się porodu?”
Niektóre koleżanki mówią mi: „nie będę przy Tobie opowiadać, jak strasznie było rodzić, albo jak to bolało, po co masz się biedna stresować”. Inne, wręcz przeciwnie, nie oszczędzają mnie i ze szczegółami opowiadają o swoich „krwawych akcjach porodowych”. Tylko że wiecie co? W ogóle mnie nie ruszają te opowieści – bo ani nie sprawiają, że zaczynam się bać, ani nie dodają odwagi. Pewnego dnia po prostu postanowiłam, że urodzę naturalnie, że spróbuję, bo przecież od tysięcy lat kobiety to robią i jakoś wytrzymują. Natura mądrze nas do tego skonstruowała! A jeśli w dodatku tyle jest argumentów ZA naturalnymi metodami, wolę postarać się zrobić to dla swojej córki, dać jej szansę urodzenia się siłami natury.
Szanuję jednak strach innych mam i ich prawo do decyzji o cesarce na życzenie! Teraz natomiast, gdy ktoś pyta mnie „czy boisz się porodu?”, odpowiadam: „nie, ja bardzo nie mogę się go doczekać!”. Każdego wieczora czuję ekscytację, że brzuch mnie pobolewa i „to może być już”. Czasem jednak nocne bóle bywają tak mocne, że przez sen mówię ponoć: „Karlos, błagam, załatw mi cesarkę, już nie wytrzymam!” – hehe, więc kto wie, jak to się ostatecznie skończy.
Trzymajcie proszę kciuki, mam nadzieję, że już niebawem będę się mogła pochwalić szczęśliwym rozwiązaniem.

IMG_3416a

Zdjęcia: Pikolina

1