Bez kategorii, Taki Lajf!

Jak schudnąć, czyli o tym, jak zrzuciłam 23 kilogramy po ciąży

jak schudnąć po ciąży

Nie będzie to wpis z żadną życiową mądrością – po prostu czuję radość z tego, że zrzuciłam tyle nadprogramowego balastu i chcę się nią z Wami podzielić. Jest to pierwszy post z nowego cyklu Mama is #back! – o powrotach „do życia” po ciąży i urodzeniu dziecka. 

Ostatnio świetnie o tyciu w ciąży napisała Szczęśliva – bo na głupie pytania o wagę powinno się ludziom odpowiadać: „przytyłam tyle, ILE TRZEBA. Ile trzeba, by urodzić zdrowe dziecko i by być dobrą mamą”. Ta myśl niech Wam przyświeca przy lekturze tego tekstu – bo nikomu nic do tego, ile ważycie. Swoją drogą ostatnio na zakupach w Rossmanie zobaczyłam całą linię kosmetyków pewnej marki – linia miała nazwę „SEXY MAMA”. I tak sobie pomyślałam, że nasze konsumpcyjne społeczeństwo nawet w tym pięknym i krótkim okresie życia kobiety – czyli w ciąży i w trakcie opieki nad niemowlęciem nie daje odetchnąć. Kobieto, masz być sexy i koniec! To głupie, bo seksowny wygląd ma przecież przyciągać uwagę facetów, a koniec końców wszystko prowadzi do naturalnej potrzeby człowieka – potrzeby prokreacji i przedłużania gatunku. Więc przepraszam bardzo – ja jako matka niemowlaka seksowna być nie muszę (zadbana tak!) i zbytnio nie chcę – dopóki karmię piersią, najprawdopodobniej w ciążę nie zajdę (choć wszyscy pewnie znamy przypadki poczęcia podczas kp). Przepraszam za powyższy wywód, ale wkurzył mnie ten producent kremów! Kobietom się jak widać nigdy nie odpuszcza.

Wróćmy do tematu spadku wagi. Pewnie pamiętacie, że w pierwszym i drugim trymestrze ciąży całkiem głupio, ale jednocześnie poważnie zamartwiałam się dodatkowymi kilogramami. Pewnie wynikało to ze strachu, że nigdy ich już po ciąży nie zrzucę, bo nie będzie czasu na ćwiczenia; albo z obawy, że moje „słabe geny” sobie z tym nie poradzą. Mówiąc „słabe” mam na myśli tylko to, że zarówno moje obie babcie, jak i mama to kobiety raczej puszyste.

jak schudnąć po ciąży

Dziś trochę się z tych obaw śmieję, bo wiadomo – były to lęki lekko samolubnej dziewczyny jeszcze nieświadomej piękna, które w sobie nosi. Dopiero cała przygoda z porodem i byciem mamą pokazała, jak nieistotne są te nadprogramowe kilogramy. W ciąży wyglądało to tak: im większy miałam brzuch, tym mniej myślałam o wadze, bo myśli skupiały się na małym człowieku. Lęk spadał wprost proporcjonalnie do rosnącego brzucha.

Zacznijmy jednak od początku: gdy dowiedziałam się o ciąży, ważyłam 59 kilogramów przy wzroście 172 – byłam po prostu szczuplutką dziewczyną. Taką, która 4-5 w tygodniu ćwiczyła z Chodakowską i w ogóle nie jadła słodyczy (nie wiem, jak można było być takim ortodoxem xD). Dodam, że całą ciąże błogosławiłam Ewę: bo mięśnie pleców, brzucha, nóg, miałam tak silne, że przez dziewięć miesięcy nic mi fizycznie nie dokuczało. Aż dziwne, że dobra kondycja może tak wiele pomóc ciężarnej. Na dole, po środku, 60-kilogramowa, unosząca się w powietrzu Żudit:)jak schudnąć po ciąży

Niestety, mimo aktywnego trybu życia i nieobżerania się, przytyłam naprawdę dużo – bo aż 24 kilogramy. Zaczęłam konkretnie rosnąć pod koniec drugiego trymestru. Widać tyle potrzebowało moje ciało do wydania na świat pięknej i silnej dziewczynki – trudno, chwała mu za to!

Tydzień po porodzie całkiem entuzjastycznie weszłam na wagę – chyba liczyłam na to, że dziecko i wszystkie inne „dodatki” ważyły tak wiele, że pewnie zaraz znów wrócę do dawnej siebie. Ale gdzie tam – po porodzie spadło mi 10 kilogramów, ale pozostało TRZYNAŚCIE na plusie. Wiadomo, w połogu zbytnio się o tym nie myśli, bo sto pro uwagi kierujesz na dziecko. Ale gdy niemal miesiąc po porodzie wciąż miałam tyle samo do zrzucenia, zaczęłam się trochę martwić: „a co z osławionym karmieniem piersią, przecież ono też pomaga mamom schudnąć?”. Na szczęście myśli o wadze były jedynie ułamkiem tego, co siedziało w głowie – wiadomka, swój priorytet miałam w kołysce. Wkurzałam się tylko, że ciągle jestem oceniana: a to goście w odwietkach przyjdą i skomentują: „oo, zostało ci jeszcze troszkę tego brzuszka”, „ALE SKOBIECIAŁAŚ!”„zrobiłaś się taka okrągła na twarzy – no wreszcie!”, a to jakaś koleżanka na FB zapyta, czy dużo mi jeszcze zostało do zrzucenia. W jakiś sposób mi to przeszkadzało – chciałam im wszystkim utrzeć nosa. (Na dole fotka, na której ważę przeszło 83 kilogramy! Mimo to cudownie wspominam ten czas i chcę kiedyś do tego wrócić).

jak schudnąć po ciąży

Zapadła decyzja – zaczynam ćwiczyć – dla własnej satysfakcji, dla większej ilości szczęśliwych uśmiechów kierowanych do dziecka. Raczej nie jestem jedną z tych dziewczyn, które będą szczupłe same z siebie – wysiłek fizyczny był tu potrzebny. Po czterech tygodniach od porodu zaczęłam treningi z Chodakowską (oczywiście po wcześniejszej kontroli u swojego lekarza, początkowo oszczędzając brzuch). Cztery treningi (na zmianę „Skalpel” i „Killer”) w tygodniu – zamykałam się w pokoju, włączałam głośną muzykę na słuchawkach i odcinałam od całego świata. To było też niesamowicie potrzebne dla samej psychiki – nawet przy idealnym i spokojnym dziecku trzeba się trochę oderwać. Karlos bardzo mnie wspierał, opiekował się córeczką i motywował. Ale nie zawsze było łatwo to wszystko zorganizować – dziecko potrafiło mocno rozpłakać się po 20 minutach i wtedy musiałam rzucać wszystko, by pomóc sytuację opanować. Bywało też ciężko z motywacją – tatuś wracał z pracy około 17, chwila rozmowy, obiad i już była godzina 18, a wraz z nią to uczucie, że „już za późno, nic mi się nie chce, dziecko za chwilę trzeba kołysać do snu, Judyyyyta, odpuść z tymi ćwiczeniami”. Ale jakiś głos z tyłu głowy nie pozwalał się zatrzymywać – „to przecież nie ja, ja się nie poddaję”. A gdy z jakichś przyczyn ćwiczenia danego dnia się nie udały (bo przyszli goście, bo padałam na twarz), to zjeżdżałam windą na dół i 2-3 razy wchodziłam na nasz ósme piętro (szalona baba!);)

Obrałam trzy zasady:

  1. Ćwiczę 4 razy w tygodniu.
  2. Jem, jem, jem… to akurat najprzyjemniejsze – bo kto nie kocha jeść? Po prostu przyjęłam regułę, że 5 posiłków dziennie to podstawa – nieraz zostawiałam Karlosa z małą, żegnając się tylko: „sorry, to moja pora podwieczorku, nie ma mnie!”. Organizm matki, która nie dojada lub zapomina o posiłkach, musi się bronić, dlatego zaczyna magazynować. Do tego nie dopuszczałam.
  3. Wchodzenie na ósme piętro – to taka forma „kary” – jeśli danego dnia coś nie pozwoliło mi ćwiczyć, lub jeśli teściowa znów przyniosła jakieś pyszne ciasto;).

To wszystko było o wiele łatwiejsze, ponieważ odbywało się w domu – na początku zbyt dużym stresem byłoby dla mnie wyjście na siłownię lub basen – z dojazdami, szatniami i staniem w korkach to jakieś 2-3 godziny. Nasza miesięczna córeczka czasem buntowała się nawet na godzinne rozstania – Karlos nie był w stanie opanować jej płaczu. Postawiłam więc na domowe sposoby. Moja koleżanka, która ma synka o dzień starszego od Małej Coco, cały czas jest sama w domu – mąż pracuje od rana niemal do nocy – ona „ogarnia” swoje kilogramy, ćwicząc z dzieckiem – w Internecie jest pełno filmików z treningami. Grunt, to motywacja. Słyszałam też, że w moim mieście jest siłownia, na którą można chodzić z niemowlakiem – mamy ją przetestować z koleżankami z porodówki, ale wciąż trudno się nam zgrać.

Wracając do efektów ćwiczeń. Miało być tak pięknie… ale niestety, nawet z Chodakowską, karmieniem piersią i pięcioma posiłkami dziennie nie było kolorowo – kilogramy spadały powoli, pojedynczo, na spokojnie. łatwo zrzuciłam cztery, ale ta dodatkowa dziewiątka zdawała się przez kilka tygodni nie do zbicia. Dziś wiem, że tak właśnie być powinno, że trzeba dać sobie jakieś pół roku, a nie nastawiać się na cudowne efekty od razu. Tak czy siak – w cztery miesiące od porodu udało się dokonać niemal niemożliwego – pozbyłam się aż 23 kilogramów! Jestem z siebie dumna, tym bardziej, że nastawiałam się na scenarusze w stylu moich babć i mamy – one po ciążach raczej już zostawały puszystymi kobietami.

Dzisiejsze fotki to takie trochę fotograficzne koszmarki robione lodówką, ale trudno – przynajmniej pokazują różnicę: jak wyglądałam 4  i  15 tygodni „po”. Wiele osób mówiło mi, że wcale nie widać, że sporo przytyłam – powiem szczerze – nie wiem, jak 14 kilogramów może nie robić różnicy:) Cieszę się z tych zmian. Ale fakt – chudnięcie po ciąży idzie lżej, gdy karmi się naturalnie i w dodatku… codziennie długo spaceruje. Na pewno jednak ćwiczeniom i wchodzeniu na 8 piętro zawdzięczam połowę sukcesu.

jak schudnąć po ciąży

Muszę niestety przyznać rację pewnej Czytelniczce, z którą kiedyś bardzo się spierałam… mianowicie stwierdziła ona, że „ciało po ciąży nigdy już nie będzie takie samo”. Coś w tym jest! Mimo że zrzuciłam w sumie cały balast, wróciłam do wagi startowej, to wyglądam… jakoś inaczej. To był potężny wysiłek, zarówno dla skóry, mięśni, jak i każdego kręgu w kręgosłupie. Nic to, że wylałam na siebie tony oliwki, balsamów ujędrniających, a mimo to… jestem jakaś sflaczała, skóra jakby straciła życie.

jak schudnąć po ciąży

Z tym chudnięciem miałam również plan B: jeśli te 10-14 kilo zostanie mi na stałe, to trudno! Biorę siebie taką, jaka jestem! Moje dziecko jest we mnie zapatrzone, mąż oczywiście też (gdyby było inaczej, jego strata!), nie ma dramatu! Nadprogramowe kilogramy to tylko jeden z problemów pierwszego świata!

Był to pierwszy wpis z cyklu Mama is #back! Niebawem wywiad z boską Natalią z bloga @blondhaircare – ta prawdziwa włosomaniaczka opowie nam między innymi, jak zregenerować włosy po ciąży :) W cyklu pojawią się również teksty dotyczące powrotów do pracy, sposobów na domowy biznes oraz rozmowy z psychologiem, seksuologiem czy kobietami biznesu – zostańcie z nami! :)