nieCodzienność

Po czym poznasz pracodawcę z klasą?

Znacie ten stary dowcip o rozmowie kwalifikacyjnej? Kandydat już właśnie wychodzi, a rekruter mówi: – To my do Pana oddzwonimy. – Ale ja nie mam telefonu. – Nic nie szkodzi. 

Sama znam to chyba aż za dobrze.

Pamiętam, jak poszłam na rozmowę kwalifikacyjną do mojej obecnej pracy. Prowadziły ją dwie dziennikarki (dziś moje koleżanki z pokoju) oraz ich dyrektor wydawniczy. Przede mną, na stole leżało z dziesięć pięknie wydanych gazet o modnych wnętrzach. Magazyny wyglądały ekskluzywnie, miały grube i lśniące okładki oraz piękne kolory. Myślałam sobie: wow, te czasopisma robią wielkie wrażenie, żeby móc do nich pisać, trzeba być chyba kimś bardzo profesjonalnym! Magia papieru podziałała na mnie jak magnes. Wprost MUSIAŁAM zdobyć tę pracę.

Na rozmowie kwalifikacyjnej typowy standard – pytali o poprzednią pracę oraz ukończone studia. Dostałam również dwa zadania – jednym, na miejscu – było wykonanie korekty językowej artykułu, drugim zaś, do zrobienia w domu – było napisanie tekstu do nowego wydania gazety.  Gdy zakończyliśmy rozmowę, poszłam do domu z czasopismami pod pachą, zachwycona miłą atmosferą i kulturą całej rozmowy. Pani redaktor powiedziała jeszcze na odchodne: „Oddzwonimy. Nawet jeśli pani nie wybierzemy”. Tak, jasne, standardowy tekst – myślałam.

IMG_2886.CR2

Mijały długie dnie, w których z nadzieją odświeżałam swoją skrzynkę mailową czekając na ich odpowiedź. Nie wiem, czy znacie to uczucie – siedzisz na bezrobociu, czasem zaliczysz jakąś rozmowę rekrutacyjną czekając w niepewności, czy telefon zadzwoni. Snujesz się po domu bez celu, obijając o ściany. Akurat wtedy obiecany mail z wydawnictwa nie przyszedł do mnie – bo było o wiele lepiej! Zadzwonił telefon:):

– Pani Judyto, w redakcji zgodnie zdecydowaliśmy się na panią. Zapraszamy już w poniedziałek, biureczko czeka!

Pamiętam, jak bardzo się ucieszyłam. W tamtym czasie to była praca moich marzeń i świetne nowe doświadczenie do zdobycia.

Z tej rozmowy kwalifikacyjnej wyniosłam jednak coś więcej niż radość z pierwszego sukcesu – nauczyłam się kultury mailowania. I nie chodzi wcale o prawidłowe zwroty grzecznościowe, formułki i kulturalne  tytułowanie maila. Takie rzeczy są zazwyczaj oczywistością, przynajmniej wśród znajomych dziennikarzy. Nauczyłam się tego, jak po spotkaniu z kandydatem powinien zachowywać się pracodawca, który ma klasę i po czym łatwo można go rozpoznać. Że te standardowe, rzucane na do widzenia słowa „odezwiemy się do pani” wcale nie muszą być pustym zdaniem.

IMG_2813.CR2

Oto bowiem na to samo stanowisko ubiegała się moja przyjaciółka po polonistyce. Kibicowałyśmy sobie nawzajem tuż przed rozmową kwalifikacyjną. Każda z nas przez kolejne dni żyła w nadziei i chciała dostać choćby  jakąkolwiek informację o wyniku rekrutacji – by wiedzieć, na czym się stoi. I wyobraźcie sobie, w dniu, w którym ja odebrałam telefon z potwierdzeniem przyjęcia do pracy, ona odczytała taki oto mail:

„Pani Magdo,

bardzo dziękujemy za miłą rozmowę kwalifikacyjną oraz wykonanie zadania. Wybraliśmy jednak inną osobę na to stanowisko. Zachowujemy Pani mail naszej bazie i pozdrawiamy serdecznie.

Z poważaniem,

XYZ”

 

I to jest właśnie klasa! – pomyślałyśmy obie. Można kulturalnie powiedzieć „nie”? Można też z gracją zakończyć czyjeś pełne stresu oczekiwanie na odpowiedź pracodawcy? Można, oczywiście! I dla mnie to było właśnie zachowanie eleganckie i z kulturą. Magda dalej szukała pracy, ale w tym wszystkim przynajmniej nie robiła sobie nadziei na to konkretne wydawnictwo.

Oczywista rzecz – każdy z nas chciałby wiedzieć, czy i dlaczego pracodawca nas wybrał (bądź nie). Zazwyczaj jednak to pozostaje niewyjaśnioną tajemnicą – bo po co się tłumaczyć jakimś obcym ludziom… Wiele razy, będąc jeszcze na studiach aplikowałam na różne stanowiska i zwykle przez długie tygodnie, z poczuciem dziwnej beznadziei odświeżałam skrzynkę mailową, czekając na jakiś znak od firm. Po spotkaniach kwalifikacyjnych oczywiście nikt nigdy nie potrudził się, by napisać, że wybrali inną osobę. A przecież to znacznie ułatwiłoby mi życie. Zakończyłoby złudne nadzieje, dało konkret. To, jak kulturalnie i profesjonalnie zachowała się moja redaktor ponoć jest standardem na Zachodzie. Z wielką radością słucham więc, gdy znajomi opowiadają o pracodawcach, którzy odzywają się „mimo wszystko”. Zwykły mail nic przecież nie kosztuje. To bardzo ładnie, gdy rekruter umie sobie wyobrazić nadzieję człowieka po drugiej stronie.

PS Dziś porcja zdjęć z naszego wyjazdu do Gdańska na BFG. To miasto, w którym mam chyba najwięcej młodzieńczych i beztroskich wspomnień :)

Fot. Anielno 

IMG_2874IMG_2876.CR2 IMG_2860 IMG_2873.CR2 IMG_2878.CR2 IMG_2883 IMG_2885 (1) IMG_2887 IMG_2888 IMG_2892.CR2 IMG_2897 IMG_2898 IMG_2904-2 IMG_2919

IMG_2861