Taki Lajf!

Taka mama to ideał dla dziecka. Zobacz, czy jesteś do niej podobna.

Jedno powierzone mi w nowym wydawnictwie zadanie sprawiło, że zrozumiałam problemy, z którymi zmagałam się przez wiele ostatnich miesięcy. Najpierw jednak słowo wyjaśnienia, bo wiele razy pytaliście mnie, jak to wszystko po powrocie do pracy wygląda. 

Największą ulgą jest fakt, że Osesek świetnie radzi sobie z babcią – dziewczyny się uwielbiają, nie ma też płaczu, gdy rano znikam. Dlatego największy kamień spadł mi z serca. A w swojej nowej pracy robię to, co lubię, czyli… zajmuję się książkami. Kiedy wydajemy np. jakiś zagraniczny bestseller, moim zadaniem jest zapoznanie się z jego treścią i biografią autorki, a potem stworzenie całej koncepcji: zaczynając od tytułu i okładki, poprzez działania marketingowe, kontakt z mediami, a na napisaniu tekstów na okładki kończąc. Słowem – robię wszystko to, co kocham – czytam książki i „siedzę w internetach”.

Nie wiem, na ile mogę zdradzić, co ukaże się w naszym wydawnictwie za kilka miesięcy, ale po prostu muszę Wam o czymś opowiedzieć. Ostatnio dostałam „pod opiekę” książkę, która wiele we mnie zmieniła. Sprawiła, że mniej już się wszystkim dookoła zadręczam. Mam gdzieś, co powiedzą o mnie inne instamateczki – czy karmię/nie karmię piersią, jak rozszerzam dietę, jak nasze dziecko śpi w nocy itd.
Książka, którą się „opiekuję” jest zbiorem esejów napisanych przez amerykańskie kobiety i mówi o micie dobrej mamy. Pokrótce chodzi o to, że w dobie Facebooka, prasy kolorowej, blogów parentingowych i pięknych zdjęć na Pintereście wykreowano zakłamany obraz matki. Kobiety, która ma czas na wszystko, wygląda fit, prowadzi dwie firmy, ma nienagannie czysty dom, świetne relacje z mężem i genialne dzieci, które nigdy nie chorują i potrafią recytować Pana Tadeusza… w pięciu językach. Tylko że w tym wszystkim jest jedno „ale” – taka mama nie istnieje – to mit. W dodatku bardzo szkodliwy mit, bo sprawia, że się do niego porównujemy, że wstydzimy się swoich potknięć, brudnej podłogi w kuchni i podniesionego na dziecko głosu. Zaczynamy wątpić w to, że jesteśmy kimś wystarczająco dla swoich maluchów.


Książka (tytułu jeszcze nie zdradzę, ale na pewno wrzucę ją tu przed premierą) obala mit idealnej mamy. Poprzez eseje napisane przez różne matki pokazuje, że każda droga macierzyństwa może być dobra. Mamy tu więc opowieść matki, która zupełnie niechcący podaje dziecku krowie mleko i wywołuje u niego silną reakcję alergiczną (malucha odratuje karetka); mamę lesbijkę; kobietę, która świadomie poddaje się aborcji, bo nie chce mieć drugiego dziecka – z jednym jest jej już zbyt ciężko; transseksualistę; mamy też agnostyczkę, która nie ma ochoty chodzić ze swoim synem do kościoła). Każda historia jest inną, zupełnie odmienną drogą macierzyństwa – czasem szokującą, innym razem bardzo zabawną. I każda pokazuje, że te odmienne pomysły są w porządku, dopóki kochamy swoje dzieci. A fakt, że powiemy na głos: „moje dziecko to mały tyran”, albo: „nic nie cuchnie tak, jak kupa mojego syna” nie sprawią, że będziemy gorsze.

Czas odczarować ten obrazek perfekcyjnej mamy z Instagrama i zakończyć z tym porównywaniem się, które prowadzi do braku wiary we własne kompetencje.
Ta książka spuściła ze mnie powietrze. Zdałam sobie sprawę, że sama w ostatnich miesiącach wpadłam w pułapkę: zaczytywałam się w merytorycznych blogach o karmieniu dzieci, o wychowywaniu oraz idealnych dla malucha wnętrzach. A w chwili najmniejszego potknięcia i trudności np. w karmieniu piersią popadałam w stany depresyjne: „nie możesz teraz przestać karmić piersią, jeśli się poddasz, wypadniesz bardzo słabo na tle mam promujących karmienie. A jak cię któraś zapyta, jak długo karmiłaś, to co powiesz? Że tylko X miesięcy? Ocenią cię jako beznadziejną mamę! Co sobie wszyscy o tobie pomyślą?”.

Zamiast zadbać o to, jak to ja się z własnymi trudnościami czuję, dbałam o to, by dobrze wychodzić na tle innych matek. Niestety to myślenie włączało mi się w wielu aspektach opieki nad niemowlakiem: od spania, ząbkowania, rozszerzania diety, po postępy w raczkowaniu i chodzeniu – mimowolnie porównywałam się do idealnego obrazka z internetu i popadałam w zwątpienie, gdy coś nam nie wychodziło.
Ta książka powiedziała mi jednak, że ideał matki jest mitem, a tożsamość on-line można budować na ściemie.
Wnioski? Jako młode matki powinnyśmy się akceptować i przestać oceniać. Czas zacząć uprawiać siostrzane macierzyństwo – bądźmy dla siebie bardziej jak wspierające się siostry, niż srodzy sędziowie.

Jaka więc mama jest idealna dla dziecka? Myślę, że ta, która je po prostu kocha – choćby była mamą lesbijką, mamą adopcyjną czy kobietą, która nienawidzi gotować.

 

Fot. Pikolina