Taki Lajf!

Jak przestać się martwić i zacząć żyć? [PRAWDZIWA HISTORIA]

jak przestać się martwić

Ostatnio miałam trudny czas. Mówiąc szczerze, nie było nawet obiektywnych przesłanek, by się martwić, ale po prostu dopuściłam do swojej głowy zbyt wiele złych myśli i pewnego dnia utonęłam. Znalazłam się w otchłani rozpaczy. Wszystko było źle.

Po cichu zadręczałam się, że zostawiam ukochane dziecko na 9 godzin dziennie. Że wychodzę z domu, gdy jest ciemno, a wracam też, gdy już noc. Bałam się, że nie poradzę sobie z nowymi obowiązkami w pracy, których było tak wiele i nakładały się na siebie w czasie. Bałam się, że szefowa, którą lubię, się mną rozczaruje. Bałam się porażek w małżeństwie, bo ostatnio nie miałam siły nawet na to, by wieczorem wypić z mężem herbatę. Zadręczałam się ludzkimi spojrzeniami, swoim zmęczonym matczynym wyglądem, dopuszczałam do głowy myśli, że, czego się nie dotknę, to to po prostu spieprzę. To wszystko było takie niepodobne do mnie, bo zazwyczaj to ja jestem tym kimś, kto pomaga innym wyjść z doła, kto się ciągle uśmiecha i niczym nie przejmuje. A tu proszę, wpuściłam do swojej głowy tyle złych rzeczy, że znalazłam się w stanie, że nie widziałam sensu, by w ogóle wstać z łóżka czy uśmiechnąć się do dziecka.

Po kilku dniach tkwienia w tych emocjach powiedziałam sobie dosyć. I, jak zwykle w takich chwilach zaczęłam szukać pomocy w książkach. Na półce w księgarni moją uwagę zwrócił legendarny Dale Carnegie i jego „Jak przestać się martwić i zacząć żyć?”. Kupiłam i czytałam, na tyle, na ile pozwalało mi wchodzące na głowę dziecko. Notowałam. Kwestionowałam też wszystkie cenne rady autora, jakby jakiś cholerny potwór wewnątrz mnie nie chciał żadnej pomocy w tym emocjonalnym dole. Ale strona po stronie, coś wreszcie mnie tchnęło. I była to ta opowieść:

Historia opowiedziana przez Galena Litchfielda, jednego z najlepiej prosperujących w latach 40. biznesmena na Dalekim Wschodzie.
„Wkrótce po tym, jak Japończycy zbombardowali Pearl Harbor, całymi gromadami zjawili się w Szanghaju. Byłem w tym mieście prezesem Asia Life Insurance Company. Przysłali nam <<likwidatora wojskowego>>, który w rzeczywistości był admirałem. Otrzymałem polecenie współpracy z tym człowiekiem przy likwidowaniu naszych aktywów. Nie miałem wyboru. Mogłem oczywiście nie zgodzić się na współpracę, ale to oznaczało pewną śmierć. Musiałem więc robić, co mi kazano. Nie było wyjścia. Był jednak pakiet papierów wartości 750 tysięcy dolarów, którego nie umieściłem na przekazanej admirałowi liście. A zrobiłem to, ponieważ pakiet należał do naszej firmy w Hongkongu, nie miał więc nic wspólnego z aktywami firmy w Szanghaju. Mimo to bałem się, że może być gorąco, jeśli Japończycy dowiedzą się o nim. A dowiedzieli się bardzo szybko. Kiedy wszystko się wydało, nie było mnie w biurze. Był natomiast mój główny księgowy. Powiedział mi później, że admirał wpadł we wściekłość, wrzeszczał i przeklinał. Nazwał mnie złodziejem i zdrajcą: sprzeniewierzyłem się japońskiej armii! Wiedziałem, co to oznacza. Wyślą mnie do Bridgehouse.

jak przestać się martwić

Bridgehouse! Miejsce tortur japońskiego gestapo! Wiedziałem o ludziach, którzy popełniali samobójstwo, aby tylko tam nie trafić. Znałem i takich, którzy zmarli tam po 10 dniach tortur i przesłuchań. A teraz przyszła kolej na mnie.
Co zrobiłem? Dowiedziałem się o wszystkim w sobotę po południu. Powinienem umrzeć z przerażenia. I pewnie tak by się stało, gdybym nie miał własnego sposobu rozwiązywania problemów. Od wielu lat, ilekroć byłem zmartwiony, zawsze siadałem przy maszynie do pisania i wystukiwałem najpierw dwa pytania, a potem dwie odpowiedzi.

1) Czym się martwię?
2) Co w tej sytuacji mogę zrobić?

Przekonałem się, że zapisywanie pytań i odpowiedzi bardzo ułatwia jasne myślenie.
Napisałem więc:
1) Czym się martwię? Boję się, że jutro rano mogą mnie wtrącić do Bridgestone.
2) Co mogę zrobić?

Myślałem nad odpowiedzią przez kilka godzin, aż wreszcie zapisałem cztery warianty postępowania z prawdopodobnymi konsekwencjami każdego z nich:
1) Mogę spróbować wyjaśnić japońskiemu admirałowi całe zajście. Ale on nie zna angielskiego. Jeśli spróbuję się z nim dogadać przez tłumacza, mogę go ponownie rozwścieczyć. To będzie dla mnie oznaczało śmierć. Ponieważ jest on wyjątkowo okrutny, raczej ponownie wtrąci mnie do więzienia, niż zada sobie trud porozmawiania ze mną.
2) Mogę próbować ucieczki. Niemożliwe. Chodzą za mną przez cały czas. Muszę się bez przerwy meldować. Jeśli spróbuję uciec, złapią mnie i zastrzelą.
3) Mogę nie pojawiać się w biurze. Jeśli tak zrobię, japoński admirał nabierze podejrzeń, prześle po mnie żołnierzy i wpakuje do więzienia, nie dając mi szansy, abym zamienił z nim choć słowo.

jak przestać się martwić

4) Mogę przyjść do biura jak zwykle w poniedziałek rano. Jeśli tak zrobię, być może japoński admirał będzie zajęty i w ogóle nie przypomni sobie o wydarzeniu. A nawet jeśli przyjdzie mu to do głowy, może przez weekend trochę się uspokoił i nie będzie mnie zbytnio nękał. Jeśli tak właśnie się stanie, ocaleję. A jeśli będzie się czepiał, będę miał jeszcze szansę spróbować to wyjaśnić. Tak więc pójście do biura jak gdyby nigdy nic daje mi podwójną szansę na wywinięcie się od Bridgehouse.

Gdy tylko zapisałem to wszystko, zdecydowałem się na czwarty wariant. Kiedy następnego ranka wszedłem do biura, japoński admirał już tam siedział z papierosem sterczącym z ust. Gapił się na mnie jak zwykle, ale nic nie powiedział. Bogu dzięki 6 tygodni później odwołano go do Tokio i moje kłopoty się skończyły.
Jak już mówiłem, najprawdopodobniej ocaliłem życie tylko dlatego, że w sobotę wieczorem wypisałem wszystkie możliwe posunięcia wraz z konsekwencjami (co najgorszego może się stać?) i spokojnie podjąłem decyzję. Gdybym tego nie zrobił, wahałbym się i brnął w ciemno albo pod wpływem impulsu podjął niewłaściwą decyzję”.

„Wiele Twoich zmartwień zniknie, kiedy podejmiesz jasną i ostateczną decyzję:
A więc już teraz:
1) Napisz (musisz zwizualizować myśli), co Cię martwi.
2) Zapisz, co konkretnie możesz zrobić w tej sprawie
3) Podejmij decyzję, co zrobisz.
4) Natychmiastowo przystąp do działania. Zrób to i nie oglądaj się więcej za siebie”.

Te słowa dały mi kopa. Przecież nawet w ułamku nie byłam w tak złej sytuacji, jak tamten biznesmen. Skoro ani mnie, ani moim bliskim nie groziło teraz niebezpieczeństwo, skoro mamy pracę, cudowne dziecko, wspierającą rodzinę i dobrych przyjaciół, to co do cholery może być nie tak? Szybko wypisałam sobie na kartce wszystko, co bardzo martwi mnie w pracy. Postanowiłam, jak mogę te trudności zlikwidować. Na drugi dzień po prostu poprosiłam szefową o grafik wszystkich działań z datami, ponieważ trudno jest mi, świeżakowi o wszystkim pamiętać i taka rozpiska ułatwiłaby mi koncentrację. Szefowa od razu zrozumiała moje obawy i ułożyła plan działania. Bardzo mi wtedy ulżyło. A kiedy odeszło to główne zmartwienie, znów zaczęłam widzieć świat w jasnych barwach i radośnie uśmiechać się do swojej rodziny.