Zakazane tematy

Nie ma znaczenia, jak twoje wybory komentują inne matki. Ważne, jak widzi cię twoje dziecko!

Jak wiecie z wcześniejszych blogowych postów, mam takie dwie serdeczne kumpele z porodówki. Narodziny naszych dzieci odbywały się kolejno po sobie: najpierw cesarka Viki, kolejnego wieczoru moja, a nazajutrz rano urodziła Gosia. 

Dziewczyny są nadzwyczaj pomocne, radzimy się siebie w różnych sytuacjach, rozmawiając ze sobą prawie każdego tygodnia, odkąd zostałyśmy mamami. To znajomość, którą bardzo cenimy i darzymy wielkim sentymentem. Ale właśnie nawet w nas, bardzo dobrych koleżankach zauważam pewne szkodliwe zjawisko.

Bo matki, choćby lubiły się najbardziej na świecie i były mistrzyniami dyplomacji, nie potrafią ze sobą rozmawiać inaczej, niż przez porównywanie się do siebie. Widzę to zwłaszcza na forach i grupach FB:

– Ile kilogramów przytyłaś w ciąży? Aha, bo ja 23.
– Jak długo karmiłaś piersią? Krótko, ja to 2 lata.
– Twoje dziecko jeszcze nie chodzi? Hmmmm, ojej.

Tak naprawdę matki nie wymieniają poglądów. One rozmawiają poprzez porównania. Nieraz są to porównania okrutne, bo wpędzają rozmówczynie w poczucie beznadziei i niewiary we własne rodzicielskie kompetencje. Nigdy nie wiadomo,  czy któreś z takich tekstów faktycznie nie wpędzi osoby po drugiej stronie w głęboki smutek i nie odbierze jej wiary w siebie. Dość już tych „życzliwych” uwag na fejsbukowych forach i grupach: „Twoje dziecko jeszcze nie siedzi? To nic. Moje właśnie stawia pierwsze kroczki, ale przecież każdy maluch rozwija się indywidualnie”. Ha-ha-ha, cóż za pocieszenie! Przestańmy wreszcie czynić sobie takie uwagi. Przyjęłam nawet strategię, że w towarzyskich rozmowach o dzieciach, niepytana, nigdy pierwsza nie opowiadam o postępach w rozwoju czy sukcesach Oseska. To są nasze prywatne, rodzinne radości, które głośno celebrujemy w domu; przyjmuję jednak, że moje rozmówczynie niekoniecznie musi to interesować.

Pamiętam, jak w zaledwie kilka dni po urodzeniu Oseska zostałam przytłoczona ilością rad. W dodatku każda mama miała inne spojrzenie i własne doświadczenia, którymi nie omieszkała się ze mną dzielić. Starałam się słuchać wszystkich i w pewnym momencie o mały włos nie zwariowałam.
W sumie to nie miałam już pojęcia, co naprawdę jest ważne, a co nie, czy faktycznie powinnam się martwić wilgocią kryjącą się w zakamarkach mieszkania, kremami, które wysuszają  skórę dziecka oraz rzekomymi zagrożeniami związanymi z podawaniem mleka modyfikowanego. W tamtych dniach mogłam uwierzyć w każdą głupotę, bo byłam pod wpływem licznych hormonów, totalnie rozedrgana, niewyspana. Potrzebowałam wsparcia, dlatego chwytałam się każdej rady.

Ach, zapomniałabym. Na forach dla rodziców widziałam jeszcze te życzliwe pytania idealnych #instamatek:

– „Urodziłaś pół roku temu i nadal wyglądasz, jakbyś była w ciąży? Ja już dwa dni po cesarce wróciłam do dawnej wagi”. (Sorry, mi to zajęło o wiele dłużej! Czy jestem już do dupy matką?).

– „Jesteś taka zaniedbana przy jednym dziecku? Ja przy trójce robię doktorat i prowadzę zajęcia z jogi”. (Fajnie. Ja ostatnio nie mam chwili, by przeczytać w spokoju choćby jedną stronę książki. Co ze mnie za matka, skoro przy jedynaczce nie ogarniam doktoratu?).

Ileż to razy przez matki, od których w jakichś kwestiach odstawałam, traciłam wiarę w to, że jestem normalna. Zrozumiałam, na czym polega błąd w komunikacji mam w internecie i nie chcę być taka dla innych kobiet. Przecież każda z nas dźwiga swój własny krzyż. U jednej mąż pracuje od rana do nocy. U drugiej brakuje pieniędzy na codzienne wydatki. Trzecia martwi się, że nie znajdzie dzieciom dobrej opieki, kiedy będzie musiała wrócić do pracy. U innej maluchy non stop chorują, a ona, będąc u kresu sił, prowadzi w domu szpital polowy. Nie mamy pojęcia, w jakiej sytuacji prywatnej jest ta druga mama. Mimo to strzelamy kąśliwymi komentarzami jak z karabinu. Byle wystrzelać te wszystkie naboje: „a ja…”, „a moje dziecko”, „a my się karmiliśmy…”.

Do diabła, przestańmy już rywalizować. Bądźmy dla siebie w tym macierzyństwie jak współczujące siostry. Przecież każda z nas ma inną wrażliwość i możliwości. I dopóki nasze uśmiechnięte dzieci zasypiają wieczorem – najedzone, ubrane, bezpieczne i otoczone szczerą miłością, każda z nas może powiedzieć, że jest matką idealną.

A to, jak Twoje wybory dotyczące karmienia, pieluszek, przedszkola czy powrotu do pracy komentują inni, naprawdę nie ma znaczenia. Nie masz szans, by dogodzić każdemu. Najważniejsze jest tylko to, jak ocenia Cię Twoje dziecko!

Fot. Buuba.pl, Pikolina