nieCodzienność

Jakie obowiązki mają rodzice chrzestni?

Jako pierwsze dziecko w rodzinie nieświadomie otrzymałam pewien przywilej. Na rodziców chrzestnych wybrano mi najbliższe rodzeństwo moich staruszków. Dzięki temu… mogłam liczyć na liczne korzyści.

Młodszym braciom nie poszczęściło się tak bardzo – ich chrzestnymi zostali dalsi krewni – sąsiad, szwagier, kuzynka, siostra cioteczna mojej mamy. Tak jakoś wyszło – rodzice pewnie nie mieli większego wyboru.

A jako że byli to dalsi krewni, rozsiani gdzieś daleko, nie spędzali z nami najważniejszych świąt, nie byli blisko na Dzień Dziecka, nie przyjeżdżali do moich braci w ich urodziny. Nie muszę chyba wspominać, jak smutne było moje rodzeństwo, gdy przed każdą uroczystością rodzinną to ja otrzymywałam od chrzestnych nowe zabawki, słodycze czy kieszonkowe na wakacje. Wynikało to z tego, że wujek i ciocia byli po prostu pod ręką – spotykaliśmy się przy rodzinnym stole, odwiedzaliśmy w weekendy i na wakacjach. Byłam obsypywana prezentami i hołubiona jako chrześniaczka.

Moja ciocia miała 16 lat, gdy się urodziłam. Chrzestny – 15. Piękni i młodzi. Zawsze tacy rozrywkowi, imprezowi, weseli, życzliwi – jako dziecko byłam w nich po prostu zapatrzona! To oni, jako przebojowe pokolenie dorastające na początku lat 90. pozwalali na więcej niż rodzice, zabierali na lody, pokazywali świat, najnowsze filmy, muzykę, przesuwali nudne granice.

Ale też…. moja ciocia widziała w instytucji chrzestnej coś więcej. Mówiła, że to jest odpowiedzialność. Że trzeba być blisko. Bo gdyby rodzicom stało się coś złego, ona musi być gotowa, by ich zastąpić. Przez wiele lat miałyśmy cudowną relację. Zrobiła mi piękną fryzurę, gdy szłam do pierwszej komunii, świętowała każde moje urodziny, odpisywała na listy, gdy żaliłam się, że moja szkolna sympatia nie zwraca na mnie uwagi, zapisała na korki z matmy, gdy ciężko mi szło w szkole. Doskonale znała też naszych rodziców i dziadków, dlatego zawsze zajmowała pozycję mojego adwokata, kiedy dochodziło do rodzinnych kłótni. Pamiętam, że to ona bez cienia zażenowania opowiadała mi, czym jest kobiecy okres. Na przykładzie życia róży opisywała mi, czym jest menopauza. Lubiłam w niej to, że nie traktowała mnie jak infantylne dziecko, tylko rozmawiała jak z równą sobie osobą. Bez tabu.

Wujek, brat mamy w pewnym momencie też był dla mnie kimś niesamowitym. Lubił żyć wystawnie. Jak już kupował motor, to od razu kultowy Junak. Jak samochód, to czarny pontiac z otwieranym dachem. Jak dziewczyny, to tylko te najpiękniejsze. Kiedy dziś  to wszystko sobie wspominam, to myślę, że w latach 90. musiał być królem życia. A to przecież dzieciakom takim jak my imponowało. Uwielbiałam, gdy zabierał mnie i braci swoje wypady – choćby na oglądanie bunkrów w Osowcu czy na zakupy do miasta, do supermarketu, którego u nas na wsi nie było.

A dlaczego tak sobie moich chrzestnych wspominam? Bo obserwuję dziś znajomych, słucham relacji innych matek właśnie o tym „poczuwaniu się” chrzestnych do „swoich” dzieci. Jedni nawet nie zadzwonią w urodziny, inni rzucą kasę od wielkiej okazji, ktoś inny angażuje się na sto procent i chce uczestniczyć w każdym etapie życia swojego chrześniaka. Co człowiek, to inna wizja tej roli. Może faktycznie to już nie te czasy, nie ta tradycja? Życie zbyt szybko goni?

Ten wpis wiąże się z pewnym ważnym wydarzeniem w moim życiu. Ostatnio otrzymałam telefon od bardzo dobrej koleżanki – kumpeli z porodówki, z którą jestem w bliskim kontakcie z uwagi na nasze (będące w tym samym wieku) dzieci. Niedawno urodziła jej się druga córeczka. Prośba Viki o to, żebym została chrzestną była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Po pierwsze dlatego, że nikt mi tego jeszcze nigdy nie zaproponował. Po drugie, bo wizja moich własnych chrzestnych bardzo wysoko ustawiła mi poprzeczkę – czy dam radę być tak świetna, jak oni? Jestem już taką poważną trzydziestką :) Inna sprawa – wiem, że na to „stanowisko” rodzice wybierają najlepiej, jak potrafią. Dlatego to mega miłe wyróżnienie! Jaram się! A chrzest już w tę niedzielę! <3

Zdjęcie: Mały Kadr