Kryminalne zagadki Białegostoku

Dlaczego dziś obudziłam się po 12 aż godzinach snu? To przecież nienormalne, gdy człowiek zasypia zaraz po osiemnastej, a budzi się na drugi dzień o siódmej rano, prawda? Uchylę Wam rąbka tajemnicy…
Od lat wraca do mnie ta sama wizja. Po udanym morderstwie pakuję wszystko do worka i ukrywam… no właśnie, gdzie? Za pierwszym razem plastikową torbę schowałam do szafy z ubraniami mojej mamy – nie zagląda tam zbyt często, będzie bezpiecznie. Przy kolejnym morderstwie (a zabijam, bo ktoś był po prostu „złym człowiekiem” – nie odpowiedział mi dzień dobry, źle się odezwał do mojego brata) miejsca na ukrycie zwłok szukam w ogródku, tam, gdzie szczypiorek i marchewki. Kolejnym zaś razem ciało wrzucam do wychodka („tam to już na pewno nikt nie będzie grzebał”).
I potem zaczynam wspaniałe życie. Jest cudownie! Zarówno w miłości, jak i w sprawach zawodowych. Praca-dom, praca-dom. Tamtego złego człowieka nie ma już na świecie. Pozbyłam się go, wszystkim żyje się lepiej. Aż pewnego dnia w wiadomościach słyszę, że oto w tym i w tym miejscu odnaleziono ciało kobiety zamordowanej prawdopodobnie dwa lata temu. „Funkcjonariusze są już na tropie sprawcy” – mówi telewizyjny spiker. I w tym momencie dostaję zawału. Strach mnie paraliżuje, zaczynam działać chaotycznie. Niestety, za każdym razem i w każdym kolejnym śnie, w którym zamordowałam, zostaję złapana! Powiedzcie, cóż takiego mam ze sobą, że już od wielu lat w snach powraca do mnie zbrodnia. Najgorszym zaś uczuciem, które męczy potem przez cały dzień (także na jawie), nie jest świadomość odebrania komuś życia, ale strach: „BOŻE, GDZIE JA UKRYJĘ CIAŁO?!”.
Tak było również i dzisiejszej nocy. Wiele godzin szukałam idealnego miejsca na ukrycie zwłok, stąd… spałam od godziny 17 do siódmej rano. Długo to wszystko trwało.
Być może wiecie już, że absolutnie nie wierzę w horoskopy (m.in. dlatego, że w jednej z dawnych redakcji sama je na potrzeby gazety tworzyłam), znaki zodiaku (bo skorpiony wcale nie są takie wredne i złe), ani senniki! Ale umówmy się, dziś w drodze wyjątku zajrzałam do jednego, bo minimum 10 senne morderstwo pod rząd w ciągu ostatnich lat może coś niepokojącego o mnie mówić? Czy powinnam pójść do psychologa? Przypadkowy e-sennik podał taką oto informację:
Popełnić morderstwo: znaczy, że swoich spraw zawsze dochodzisz ze skutkiem.
Morderca: będziesz musiał oprzeć się jakiejś pokusie.
A, czyli senniki faktycznie kłamią… Nic nie odpowiadało faktom z mojego życia.
Tym razem, nawiązując do swoich makabrycznych snów podzielę się z Wami moją „ulubioną” kryminalną historią z Białegostoku. Śledziłam niemal wszystkie artykuły o tym zdarzeniu w mediach regionalnych. I przysięgam, to już nie był żaden mój sen:
„Cała sprawa sięgała wydarzeń z 2004 roku. Wtedy właśnie zmarła teściowa oskarżonego Andrzeja K. Sekcja zwłok kobiety wykazała, że w jej organizmie znajdowała się rtęć, która kilkukrotnie przekraczała normy. Prokuratura postawiła podejrzanemu zarzuty m.in.: usiłowania zabójstwa teściowej, skonstruowania bomby i usiłowania wzniecenia pożarów.
41-latek nigdy wcześniej nie miał konfliktów z prawem. Proces przed białostockim sądem okręgowym był bardzo trudny, w większości opierał się na poszlakach. W końcu w czerwcu 2013 roku Andrzej K. został skazany na 25 lat więzienia. Od tego wyroku wpłynęły apelacje zarówno prokuratury, jak i obrońcy oskarżonego. Prokurator domagał się kary dożywotniego pozbawienia wolności, a adwokat zwracał uwagę, że nie ma jednoznacznych dowodów na winę klienta”.
„W tej sprawie od początku wstrząsające były nie tylko okoliczności zbrodni (…) Andrzej K. chciał otruć też pozostałych członków rodziny żony – w tym dwoje dzieci – rozlewając w ich sypialniach toksyczne substancje. Dwa razy próbował spalić im dom, zalał go wodą, przecinając wężyk od spłuczki w łazience na piętrze. Zasypał piaskiem silnik w aucie szwagierki.
– Te wszystkie nieszczęścia, jakie spotkały tę rodzinę, mogłyby być fabułą jakiegoś thrillera, najbardziej dramatycznego filmu. Nikt z rodziny nawet nie przypuszczał, że za tym wszystkim stoi ich zięć, szwagier – powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Dariusz Czajkowski. Wiele wskazuje na to, że był zazdrosny o rodzinę żony, zwłaszcza o jej siostrę i męża, ich majątek. Nigdy nie przyznał się do popełnienia zbrodni, o które był oskarżony”.
Facet dostał dożywocie. Ja, czytając czasem w prasie podobne artykuły, zastanawiam się tylko, co zabójcy mają w głowie? Czego najbardziej się w tym wszystkim boją? Co czują? A może działają zupełnie bezrefleksyjnie? Ja na przykład (w snach!) od lat zmagam się z problemem skutecznego pozbycia się zwłok – sama nie wiem, skąd w mojej głowie taki akurat lęk ;) Natomiast mówiąc serio… to, o czym musiał myśleć Andrzej K. podając teściowej rtęć, pewnie na zawsze pozostanie zagadką. KRYMINALNĄ zagadką Białegostoku:)
Zdjęcia: Pikolina
Źródło artykułu: Białystokonline