Mama Żudit

„Kasjerka to nie pies”, czyli kilka rad, jak zachowywać się z klasą w supermarkecie

Może to śmieszne, że chcę pisać o czymś tak banalnym jak robienie zakupów, przecież wszyscy uważają, że to jest dziecinnie proste. Każdy to potrafi, byleby była kasa… No cóż, tak wam się tylko wydaje. 

(Tekst: Mama Żudit, która od kilkunastu lat pracuje na kasie w dużym markecie).

INSTRUKCJA OBSŁUGI MARKETU
Jak patrzę na klientów, a szczególnie niektóre kobiety, to mam wrażenie, że po wejściu do dużego marketu czy centrum handlowego wyłącza im się mózg i zdroworozsądkowe myślenie, a zaczynają działać czyste instynkty. Wierzcie mi, tu wcale nie chodzi o to, że kupujemy więcej niż planowaliśmy, wiadomo, że zawsze coś w oko wpadnie. Przy wejściu każdego dużego sklepu stoją wygodne duże wózki, z którymi można podjechać do samochodu i mniejsze koszyki; albo tak jak u nas w Kauflandzie takie małe koszyki na kółkach. One właśnie po zapłaceniu za towar zostają przy kasie, nie wyjeżdżają na zewnątrz. To obowiązuje we wszystkich marketach i wydawałoby się, że wszyscy o tym wiedzą. Czysta teoria niestety. W praktyce jest tak, że przychodzi taka pani po małe zakupy, bo chciała tylko cukier, chleb i mleko. Ale cóż… Cukier był w promocji, to wzięła całą zgrzewkę (10 kg), mleko tańsze – to też cały karton, czyli 12 litrów. Ziemniaki tanie, to woreczek nie zaszkodzi (5-10 kg), schabu w promocji także nie mogła ominąć (kolejnych parę kilo). Na to na wierzch jeszcze zgrzewka wody mineralnej (6 x 1,5l), bo takiej taniej nie mogła zostawić. Ledwie ciągnie ten koszyk na kółkach do kasy. A tam kieruje pytanie do kasjerki, czy musi to wszystko wykładać na taśmę.

No cóż, z koszyka niestety musi, bo koszyk zostaje przy kasie. Z wózka by nie musiała.
– Ale jak ja się teraz z tym wszystkim zabiorę? – pyta zdziwiona.
Kobieta przez godzinę chodziła po sklepie, łapała wszystkie promocje i nawet się nie zastanowiła, jak to zabierze (ja bym nie dała rady!). Przypominam jej grzecznie, że mogła wziąć duży wózek. Byłoby jej wygodniej i bez problemu pojechałaby z zakupami do auta.
– Jakiego auta, ja rowerem jestem.
– Na rower tyle zakupów? To trzeba być kaskaderem.
– Oj tam, kiedy ja nie myślałam, że tak dużo kupie – odpowiada zakłopotana.

No właśnie. NIE MYŚLAŁAM, ŻE TAK DUŻO KUPIĘ. Nawet nie wiecie, jak często to słyszę. Aż mnie korci, żeby komuś odpowiedzieć, że myślenie nie boli, bo to chyba oczywiste, że duże zakupy sporo ważą. To są bardzo częste przypadki.

Inną rzeczą jest pakowanie policzonych produktów. Wciąż widzę zdziwienie klientów, że nie dajemy darmowych toreb: ,,Jak ja to wszystko zabiorę?”. Proponuję wtedy płatne reklamówki czy torby zakupowe, a w odpowiedzi słyszę: ,,Po co, przecież ja w domu (albo w samochodzie) mam tyle toreb!”. No tak. I znowu NIE POMYŚLAŁA, ŻEBY ZABRAĆ TORBĘ. Nie chce kupować nowych, a przecież wybrała się na duże zakupy.

Inną sprawą bardzo uciążliwą dla klientów i niestety dla nas pracowników są oczywiście długie kolejki. Nikt ich nie lubi. Drodzy klienci, musicie coś wiedzieć. NASZE KASJERKI NIE CHOWAJĄ SIĘ PO KĄTACH, mamy po prostu za mało pracowników w markecie. Ale to nie jest wina Bogu ducha winnych kobiet siedzących na kasach. To wina dyrekcji. A dyrekcja… unika klientów jak ognia. Swoją drogą przeżyłam pół wieku i nie zdarzyło mi się nigdy, żeby krzyczeć do kasjerki w jakimkolwiek sklepie: „ZAWOŁA PANI KOGOŚ, ILE MOŻNA STAĆ?!”. Dla mnie to chamstwo, a niestety często się u nas zdarza. Kasjerka to nie pies, nie leci na każde zawołanie. Szczególnie wtedy, kiedy po prostu NIE MA WIĘCEJ PRACOWNIKÓW. Jestem przekonana, że nikomu nie podobała by się sytuacja w pracy kiedy klient wydziera się i poucza, jak mamy pracować.

Podsumowując. Drogi kliencie, POMYŚL, że skoro idziesz do dużego marketu, to pewnie po większe zakupy, więc chyba MASZ CZAS, bo chodzisz tam z godzinę. NIE DENERWUJ SIĘ, że postoisz w kolejce do kasy 5 czy 10 minut. To nie jest powód do nerwów. W życiu są naprawdę ważniejsze problemy. Jak nie masz czasu, to trzeba było pójść do małego sklepiku, tam nie ma długich kolejek. Przecież to takie proste, zakupy mogą być przyjemnością, wszystko zależy od nastawienia. Weź też duży wózek (będzie Ci wygodniej), wybieraj co chcesz, ale pomyśl, jak się z tym wszystkim potem zabierzesz. Masz swoją torbę? Dobrze! Jak nie, to kup drugą, tylko nie rób z tego problemu Bogu ducha winnej kasjerce. Jeżeli trafisz na dużą kolejkę, trudno, uzbrój się w cierpliwość. Przygotuj też portfel czy kartę płatniczą, żeby nie szukać tego przy wielkiej stercie zakupów. Może też powiedz jako pierwszy ,,Dzień dobry”. My, pracownice marketów ciągle musimy to „klepać”, a niektórzy nawet nie raczą odpowiedzieć. Jeżeli możesz szybko się spakować, to dobrze, a jak nie, to lepiej zgarnąć wszystko do wózka, (oczywiście wcześniej zapłacić;)), podziękować i gdzieś z boku spokojnie się spakować. A na koniec jeszcze jedna moja wielka prośba do wszystkich klientów…

ODŁÓŻ KOMÓRKĘ, kiedy PODCHODZISZ DO KASY. Nie rozmawiaj ostentacyjnie przez telefon, lekceważąc to, że kasjerka też coś do ciebie mówi. To jest kompletny brak szacunku, nie mówiąc o braku wychowania. Mnie to wkurza na maksa chociaż jeszcze tego nie okazuję. Nie chciałam tym artykułem nikogo obrazić, bo robienie zakupów wydaje się dziecinnie proste, tylko nie wszystko co proste jest oczywiste. Żyjmy zgodnie z zasadą BĄDŹ UPRZEJMY, A BĘDZIESZ UPRZEJMIE OBSŁUŻONY, a nie: „klient nasz pan i ma zawsze rację”. Nie utrudniajmy sobie nawzajem życia bo nikomu to na dobra nie wyjdzie.

Komentarz od Żudit: Tekst mamy trochę otworzył mi oczy. Bo sama bardzo często denerwuję się na długie kolejki – najgorzej też, gdy nie mam wyjścia, bo lodówka pusta i po zakupy muszę pójść do Biedronki (jest najbliżej) z dwójką dzieci. One jęczą, niecierpliwią się, wyrywają, nie znoszą stania w miejscu w tej nieszczęsnej kolejce. Wtedy i ja bywam nerwowa – zapomnę powiedzieć dzień dobry pierwsza, kilka razy też zdarzało mi się zawołać, by ktoś zadzwonił po drugą kasjerkę. Teraz wiem, że zamiast wylewać frustrację na kasjerki, najlepiej byłoby poprosić, by zadzwoniły po kierownika i to jego ochrzanić za braki w kadrach.

Zdjęcia: Pikolina