nieCodzienność

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

Życie jest zbyt krótkie, a my za szybko pędzimy, by przejmować się bałaganem, który tworzą dzieci; brakiem uporządkowania, czy uzależnieniem swojego szczęścia od… znalezienia rano skarpetek do pary;)

Jeśli posiadanie jednego kilkulatka w domu definiowałam kiedyś jako prywatny huragan, to teraz, gdy mamy dwie zwiercone dziewczynki, powiedziałabym, że wszystkie poranki w dni powszednie to prawdziwe wariatkowo. Zawsze, ale to zawsze przyjeżdżam do pracy spóźniona! I nie ma najmniejszego znaczenia fakt, że wstałam jak pierwsza w naszym domu, że już o siódmej byłam po śniadaniu, prysznicu, ubrana i wyszykowana… Niestety, reszta rodzinki zazwyczaj do godziny 7:50 nic sobie z tego faktu nie robi. Są mistrzami ociągania się, marudzenia na wszystko, zaczynając od konieczności ubierania się, poprzez narzekanie na kolor bucików, brak możliwości obejrzenia bajki, a na śniadaniu, które oczywiście nie smakuje, kończąc. Moja codzienna batalia o to, by dzieci ubrały się i wyszły bez marudzenia naprawdę odbiera siły witalne.

A kiedy wreszcie mąż i córki mają już na sobie ciuchy, są gotowi do wyjścia, wystarczy jedynie włożyć buty… wtedy zawsze, ale to zawsze okazuje się, że oczywiście nie mają pasujących do siebie skarpetek! Klasyka.

Nieważne, że w sobotę zrobiłam pranie i przygotowałam nawet i piętnaście (!) par skarpetek do pary, licząc, że to wystarczy na każdy nerwowy poranek nadchodzącego tygodnia, to… już we środę okaże się, że ani my, ani przedszkolaczka nie mamy w czym wyjść! Jak to się dzieje? Niech to szlag trafi, pojęcia nie mam! Powiedzcie, że tez tak macie…

Ile razy więc, spiesząc się do pracy, przedszkola oraz niani założyliśmy skarpetki nie do pary? Zdarzało się to częściej, niż nosiliśmy pary do siebie pasujące. Mało tego –  trafiały się skarpetki z wytartym paluszkiem lub piętą na wierzchu. Panie przedszkolanki pewnie mają mnie już za antywzór matki roku – bo nie tylko zapominam przynieść w terminie kasy na składkę, odbieram dziecko jako ostatnia, wiecznie spóźniona przez korki, to jeszcze przyprowadzam je w dwóch różnych skarpetkach. Klasyka. Cóż, pocieszam się tym, że każda mama na świecie na pewno zna tego skarpetkowego potwora, który zamieszkuje ciemne zakamarki bębna pralki. Nasz stwór musi być wyjątkowo żarłoczny, skoro w każdym tygodniu tracimy po kilka par…

Pewnie dalej przejmowałabym się tym ciągłym niedopasowaniem, i tym, co ludzie o nas powiedzą, gdyby pewnego dnia nie napisał do mnie Jan z Many Mornings. To marka, która zbudowała swój pozytywny wizerunek na tworzeniu pięknych, designerskich skarpetek… uwaga, uwaga <APLAUZ> nie do pary! Mało tego – oni dają ludziom radość i fun z ich noszenia!

“Many Mornings redefiniuje rolę skarpetki w życiu codziennym. Zamiast pilnować sztywnych zasad, można zacząć je łamać i… poczuć się przez to szczęśliwszym. Każdego dnia, każdego ranka i z każdym kolejnym modelem walczymy o Wasz uśmiech – bo życie jest za krótkie na nudne skarpety!”.

Na pierwszy rzut oka skarpetki tej marki faktycznie do siebie nie pasują, ale! Łączy je ze sobą jeden motyw – np. obrazy Picasso; Barbie, jazda na rowerze, majsterkowanie czy podróże. Ostatnio na rowerową randkę z córką nałożyłyśmy nasze nowe skarpetki wyspa skarbów , ona w wersji dla maluchów, a ja oczywiście “dorosłe”. Od teraz noszenie niepasujących par przestało być dla nas źródłem kompleksów i syndromem rodzica, który nie ogarnia, a stało się powodem do dumy. Nosząc tak piękne, kolorowe printy, pokazujemy światu, że mamy dystans, bawimy się kolorami i odważnie eksponujemy swój indywidualizm ;)