Zakazane tematy

Nauki przedmałżeńskie – prawdziwy koszmar

To bardzo bolesny dla mnie temat, długo myślałam, czy się tym podzielić. Nigdy od nikogo nie zaznałam tyle nienawiści, co od tego księdza. Sprawa była głośna, być może słyszeliście… Pracowałam w portalu informacyjnym, w międzyczasie chodziłam z K. na nauki przedmałżeńskie do kościoła. 

Proboszcz pogardliwie nauczał tam takich mądrości:
– „Dziewczyno, jeśli rano leci ci biały, przezroczysty, ciągliwy śluz, to wiedz, że jesteś płodna. Natomiast, gdy śluz jest ciemny i kruchy, znaczy, że masz dni bezpłodne”
„Ty kobieto w sposób naturalny pragniesz spermy mężczyzny!”
„Zakładanie spirali domacicznej i stosowanie tabletek hormonalnych zabija płody”
„Te kobiety, które leczą mięśniaki macicy w szpitalu przy ul. Warszawskiej prawdopodobnie poddawały się stosunkom przerywanym!”
– „Kto tu na sali mieszka razem przed ślubem, podnieść rękę. Cooo, boicie się?! I bardzo dobrze.”

Byłam w szoku. Skąd taka pogarda, uprzedzenie do nas? Jaki obleśny język… Na drugi dzień opowiedziałam te „mądrości” w swojej redakcji. Dziennikarze starsi stażem doradzili: koniecznie to opisz! Po tym, gdy to zrobiłam, rozpętała się burza. Bo artykuł rozszedł się po mieście, województwie i kraju. Trafił też do tego księdza. Nieszczęśliwie sama potem musiałam do niego trafić na dywanik -€“ by odebrać świadectwo z nauk. Nieszczęśliwie, bo samotnie i bez świadków. Oto, co ksiądz proboszcz, starszy człowiek szanowany w mieście, ogłosił:

– Albo pani usunie ten artykuł i przeprosi mnie na łamach ogólnopolskich gazet, albo ja panią ZNISZCZĘ! (słowo w ustach księdza: Z-N-I-SZ-CZ-Ę)
– Pani mnie oczerniła. Ja nie mówiłem niczego, co jest nieprawdą. Teraz pod tym artykułem wypisują na mnie głupoty, że miałem romans z zakonnicą. To ma zostać usunięte!
– Robi pani doktorat, tak? Na uniwerku tutaj? A ja wszystkich tam znam… Załatwię pani dobry start…
– Chcecie brać ślub kościelny? Już ja się postaram, żeby żaden ksiądz w województwie wam go nie dał…
– Mogę panią zaskarżyć. Ja się wszystkiego wyprę! Nic takiego na temat antykoncepcji nie mówiłem. (To co, że na sali usłyszało go 60 osób – 30 par!)

zzudit

Prawdziwy koszmar
Potem zaczął się koszmar. Ksiądz rozpoczął chrystianizacyjną misję „zniszczenia mnie”. Raz, o godzinie 21, w Wielkanoc, niespodzianie naszedł dom moich teściów. Ludzi, z którymi się znałam i lubiłam od SIEDMIU lat. Był przekonany, że w pół godziny zniszczy mnie także w ich oczach:
– Czy państwo wiedzą, z kim syn chce się żenić? Ta dziewczyna słucha metalu i tańczy zumbę! W co syn się pakuje! Niech mi ten artykuł będzie usunięty, jak najprędzej!

Potem zadzwonił do mojej rodzinnej parafii, położonej 70 kilometrów dalej. Tamtejszego proboszcza nastraszył, że nie ma prawa mi udzielić ślubu (szczęśliwie jestem zameldowana w rodzinnym mieście i formalnie tam mogłam wychodzić za mąż), bo to on (mściciel) powinien „się mną zająć”. I żeby proboszcz na moich rodziców wpłynął. Więc pewnego dnia nawet moich staruszków zatrzymano po mszy, żeby porozmawiać, dlaczego tak po szatańsku córkę swoją wychowali.
Ale zastraszanie rodziny nie pomogło. Wszyscy stanęli po mojej stronie. Nawet tamtejszy proboszcz – dobry i sprawiedliwy człowiek. A mściciel, gdy zobaczył, że ani moi, ani Karola rodzice nie dadzą się nastawić przeciw mnie, zaczął działać inaczej. Zwracał się do kolegów księży, żeby utrudniali nam wszelkie formalności przedślubne. Wielu z nich nie chciało nam potem wydać potrzebnych papierów, broniąc się, że wyrządziliśmy księdzu wielką krzywdę. Że przeprosić go trzeba. Najlepiej na kolanach.

Na nic szantaże
Potem zaczęło się nachodzenie w mojej pracy. Wysyłał do mnie jakąś przymilną zakonnicę, też po 60-tce. Wchodziła do redakcji bez pukania, zaglądała dziennikarzom w komputery. Za każdym razem chciała, żeby usunąć ten „brzydki artykuł”. Redaktor ani myślał jej słuchać. To co wtedy z księdzem wymyślili? Że chcą adresy IP wszystkich ludzi, którzy pisali pod artykułem obraźliwe komentarze na proboszcza. Widać, nie udało się „załatwić” mnie, to chociaż mogli próbować „zniszczyć” tych komentujących… Ot, wolność słowa…

zuddit

Na szczęście także mój Karol był nieugięty. Nie pozwolił nic usuwać. Nikogo przepraszać. Doradził każdą rozmowę z księżmi nagrywać. Nikt nie będzie nas straszył, nachodził w domu i pracy, szantażował. Mijały bardzo stresowe dla mnie miesiące, brzydko mówiąc, z „czarną mafią” na karku. Ślub i tak wzięliśmy. Był piękny. W kościele, z cudownym kazaniem, które wygłosił mądry i dobry ksiądz.

Co ciekawe, w tym koszmarze wspierali nas właśnie inni księża. Oni znali sytuację i charakter mściwego proboszcza. Doradzali, pomagali, tylko dzięki nim się udało.

fot. Pikolina