mama żudit
Mama Żudit
zakazane tematy
Zakazane Tematy
korki z pisania
Korki z pisania
nieCodzienność

Zawód: salowa. Historie prawdziwe

–  „Spojrzy pani na mnie” –  powiedziała, zamaszyście przesuwając mopem pod łóżeczkiem. Przede mną, w białym uniformie stała najdrobniejsza, niemal wychudzona kobieta, jaką w życiu widziałam. Salowa na oddziale noworodkowym w Białymstoku. Kazała mi na siebie dobrze popatrzeć: w krótkiej fryzurze wyglądała jak 14-letni chłopiec.

– „Z przodu plecy, z tyłu plecy, Pan Bóg stworzył mnie dla hecy! Proszę pani, ja wychowałam czwórkę dzieci i wszystkie je wykarmiłam tymi piersiami zasuszonymi jak śliweczki. A skoro ja to zrobiłam, to pani też się uda!”.

Nadzieja

Pewnie nie zdawała sobie wtedy sprawy z tego, jak mi tymi niepozornymi słowami pomogła. Jak wsparła. Prawda jest jednak taka, że słowa wesołej salowej uratowały mnie w najgorszym momencie baby bluesa. Bo dały wiarę. Wtedy, gdy czwarty dzień z rzędu wypłakiwałam oczy, bo pokarm w piersiach się nie produkował. Bo “przegrałam”, ponieważ moje dziecko, któremu miałam dać od siebie to, co najlepsze podano sztuczne mleko. W tamtym momencie, jako debiutująca mama uważałam to za osobistą porażkę. A słowa pani salowej? Dały mi tyle uśmiechu i wiary, że nie równały się im ani porady doradcy laktacyjnego (“próóóbuj przystawiać, na pewno się uda” – gówno prawda, biologia w tamtym czasie miała na ten temat inne zdanie. Słowa doradcy jedynie mnie krzywdziły, bo nie dały choć grama przyzwolenia na to, że faktycznie może się nie udać: ani wykształconych i obeznanych w temacie położnych…  Bo od nich usłyszałam tylko, że „nie ma co tyle ryczeć, pora zająć się dzieckiem”.

Później w szpitalu byłam jeszcze trzy razy. Właściwie za każdym z nich na koniec dziękowałam tylko salowym, wciskając im czekoladki na pożegnanie. Moja druga traumatyczna historia w szpitalu wyglądała tak: trafiłam tam, będąc jeszcze w połogu po drugim porodzie, z kilkutygodniowym maluszkiem na rękach. Samo słowo “połóg” może być tu słowem kluczem: czułam się jak piece of shit. Dodajmy do tego chorego noworodka i jego zapalenie płuc. Wyrwani z bezpiecznego domu, stawiamy się na SOR.

Cała na biało

Diagnoza: bardzo brzydki obraz płuc w badaniu RTG. Trzeba położyć się do szpitala. Nie wiemy, kiedy wyjdziemy. W tamtych dniach przeszłam największą życiową gehennę: na oddziale niemal 24h/dobę płakały inne dzieci, co świdrowało każdą myśl. Zero snu, bo mój noworodek wybudzał się w nocy dziesiątki razy – a nie pozwolono mi z nim spać. Leżałam na twardej kozetce kilka metrów obok, każdorazowo zrywając się na każde stęknięcie dziecka. Lekarka każdego dnia na obchodzie mówiła, że nie puści nas, bo jeszcze “brzydko to wszystko wygląda”. Do tego wszystkiego strasznie tęskniłam za starszą, dwuletnią córeczką. W pewnym momencie straciłam wiarę, że się stamtąd wypiszemy, byłam zapłakanym wrakiem z noworodkiem na ręku. I w jakiejś chwili do sali weszła ona – cała na biało. Co powiedziała mi pani salowa?
-„O, to wy jeszcze tutaj? Przepraszam, mnie się mylą czasami ludzie, bo oni tutaj tak wchodzą i zaraz wychodzą, że trudno się połapać w pacjentach. Zaraz to Wasze łóżeczko trzeba będzie szykować pod kolejnego małego pacjenta”.
Co dla mnie znaczyły te słowa? Dały nadzieję. Powiedziała, że… to oddział, z którego się wychodzi. Bo nawet w to już zwątpiłam. Dała wiarę, że to nie będzie trwało wiecznie. Byłam tak wdzięczna za słowa, które dały moc, gdy widziałam już tylko ciemność. Czuję od tamtych chwil siostrzaną więź z każdą salową. Boli mnie, jak bardzo pomijany i niedoceniony jest ich zawód.

(te historie to mój krótki komentarz  artykułu “Zawód: salowa” na łamach @wysokieobcasy.pl)

Leave a comment
nieCodzienność

Zdradziłam

Był tu nowy. Wcześniej widywałam go jedynie na zdjęciach na Instagramie u… innych kobiet. O jego istnieniu już widziałam, skrycie przyznając przed sobą, że jest niezwykle pociągający. Mroczny i odległy. Nie mogłam go mieć, bo przecież oboje byliśmy już w innych związkach.

Czytaj dalej

Leave a comment
nieCodzienność

Sanatorium. Dziadkowie niczym młodzi bogowie!

„Byłam cztery razy na turnusach. Za każdym razem spotykałam miłość mojego życia. Tak przynajmniej mi się wydaje. Potem wspominałam miłe chwile prawie rok, choć wiem, że ta znajomość nie może nic zmienić w moim życiu rodzinnym (na tyle mam zdrowego rozsądku). Za dwa miesiące wyjeżdżam do kolejnego sanatorium. Już teraz wiem, że zauroczy mnie inny pan, z którym mile spędzę 21 dni”.  Czytaj dalej

41 komentarzy
1 2 3 39