nieCodzienność

Zdradziłam

Był tu nowy. Wcześniej widywałam go jedynie na zdjęciach na Instagramie u… innych kobiet. O jego istnieniu już widziałam, skrycie przyznając przed sobą, że jest niezwykle pociągający. Mroczny i odległy. Nie mogłam go mieć, bo przecież oboje byliśmy już w innych związkach.

Uwikłani. Ja – w rodzinę, męża, wieloletni, szczęśliwy, acz jednostajny związek. On zaś… Cóż, z tego co słyszałam, każdego miesiąca widywano go z inną. Mnie przecież nie interesują takie przygody. Ale jednego byłam pewna – chcę go poznać. Chcę wiedzieć, jaki jest. Chcę potem móc pochwalić się, że coś mnie z nim jednak łączyło. Choćby przypadkowy uśmiech, choćby krótka wymiana zdań, wspólny czas razem. Gdzieś daleko, poza natrętnymi spojrzeniami obcych.

I wszystko to przytrafiło nam się prędzej, niż oczekiwałam. Uwikłana była w to nasza wspólna znajoma. Oboje dostaliśmy od niej maila o zainicjowanym spotkaniu. Miałam przeprowadzić z nim wywiad, wypytać o tajniki jego pracy, przetestować cierpliwość pod gradobiciem natrętnych pytań.

Czułam, po prostu to czułam, że pewnego dnia jakiś mroczny magnetyzm nas do siebie przyciągnie. Mogę więc powiedzieć, że chyba przywołałam go do siebie myślami. Tamtego wieczora wyrósł przede mną dosłownie jak spod ziemi. Pamiętam, że było już po zmierzchu, a na dworze panowała ponura mżawka. Nie potrafię tego logicznie wyjaśnić, ale on sprawiał, że czułam się bezpiecznie – nawet na tamtym dziwnym parkingu za miastem, po zmroku. W miejscu, w którym zaplanowano nasze spotkanie. Cieszyłam się, że był tak blisko. Bliżej, niż mogłam to sobie wyobrazić, fantazjując o naszym pierwszym wspólnym spotkaniu. Przez chwilę oddałam się chwili, resetując wszystkie swoje myśli o rodzinie, powrocie do domu… W tamtej chwili był tylko on i ja. Czy myślałam o zdradzie? Do diabła, tak. Zabrał mnie na przejażdżkę, podczas której miał mi o sobie wszystko opowiedzieć. O tych jego owianych tajemnicą podróżach, o partnerkach, które zmienia jak rękawiczki, zanim odnajdzie tę jedyną, której da się prowadzić przez całe życie.

Zawsze leciałam na takich z bogatym wnętrzem. Raczej skomplikowanych, niż prostych w obsłudze. Lubiłam rozgryzać sekrety, docierać do prawdy o nich samych, wczuwać się w ich rytm. Po spotkaniu z nim już wiedziałam, że jego złożoność zajmie mi trochę czasu – mogłam odkrywać jego sekrety, przeszłość, teraźniejszość, ale też… pasowaliśmy do siebie. Odgadywanie go wychodziło mi intuicyjnie. Dziwny przypadek sprawił, że mieliśmy spędzić ze sobą… weekend. Nie kwadrans, nie godzinę… weekend! Sama nie spodziewałam się, jak wiele w nim odkryję. Oprócz reputacji kobieciarza miał też coś cennego… bogate wnętrze – jego sekrety mogłabym poznawać pewnie przez kolejnych kilka miesięcy. Skomplikowany, a jednak prosty w obsłudze. Zanim zdążyłam o czymś pomyśleć, on już odgadywał, o czym chciałam mu powiedzieć lub o co poprosić.

Chciałam, by zabrał mnie za miasto.

Z dziwnie próżną satysfakcją w myślach przyznałam, że dobrze razem wyglądaliśmy na ulicach. On, taki mroczny, z tym gniewnym spojrzeniem wielkich oczu. Jego silna sylwetka nieco przypominała mi wyrzeźbionego sportowca. Jakiego? Nie wiedziałam, ale czułam, że w odpowiednich warunkach mógł zaprezentować swoją niemal nadludzką siłę, prawdziwy męski zryw. Widać było, że kochał adrenalinę. Nie wiem, jakie sporty uprawiał, ale czuć było, że z jego oblicza bije wielka siła. Miał charakter. W dodatku nosił się na czarno, dokładnie tak, jak lubiłam.

Teraz, po czasie, uczciwie mogę się przed Wami przyznać do tego, co z nim zrobiłam. Odbyliśmy podróż, której nigdy nie zapomnę. I tak… zdradziłam.

Na chwilę zapomniałam o swoim poczciwym seacie, i cały weekend woziłam się najnowszym, diablo drapieżnym nissanem juke. To było niesamowite uczucie! ;)