Taki Lajf!

5 sposobów dyskryminacji kobiet. Czas powiedzieć dosyć!

Tak sobie ostatnio myślałam… ach, jakie to my jesteśmy pokrzywdzone, bo z powodu biologii/płci rodzice kazali nam zmywać po obiedzie, być grzeczne, nie łobuzować jak bracia, a w szkole mieć dobre oceny – bo dziewczynka, która źle się uczy to już, do cholery, „nienormalna sprawa”. 

Chciałabym się poużalać, napisać tu, jak walczyłam o swoje, tworząc związek z facetem, oraz jak doczekałam się tych wiekopomnych chwil, kiedy to ja leżę w łóżku, a on zmywa kuchnię lub robi mi obiad. Wszystko to oczywiście zdobyte, wyrwane pazurami, bo przecież w rodzinie wzorce miałam inne. Tylko, tak mówiąc szczerze, nie chcę pisać w ten sposób, bo jestem w sytuacji, w której nie trzeba się nad sobą użalać. Szczęśliwie mój K. to jakiś nowoczesny typ, z którym o swoje prawa i sprawiedliwy podział ról wcale nie musiałam walczyć.

Mimo wszystko, wciąż te dyskryminacyjne echa dobiegają mnie z każdej strony: a to przy rodzinnej uroczystości, a to w sklepie lub na imprezie. Ciągle ktoś próbuje jeszcze decydować o podziale ról ze względu na płeć. Wybaczcie dziś wkurzony i cyniczny ton. Przy tym swoim udanym mężu zrozumiałam jednak jedną zabawną rzecz: im bardziej dziś ktoś chce mnie zapędzać w ten kozi róg stereotypów, i jakkolwiek próbować narzucać role ułożonej dziewczyny/żony/mamy, tym bardziej zacietrzewiam się i chcę oponenta wyśmiać.

IMG_6795

Oto lista pięciu bardzo denerwujących stereotypów, które na szczęście odchodzą do lamusa:

1. Damie nie przystoi przeklinanie.
„Kobieta, która klnie, robi sobie szambo z buzi! Zaś facet, który przeklina, po prostu wyraża emocje, pokazuje swoją siłę”. Takie uzasadnienie dla wulgaryzmów to także znienawidzone echa z dzieciństwa, w którym dziewczynce tak wielu rzeczy nie przystawało robić, zaś chłopcu, temu słodkiemu urwisowi, dużo się wybaczało, „bo to chłopiec!”. Problem w tym, że im bardziej ktoś zabrania mi przeklinać, tym bardziej lubię to robić (ale też – nie znoszę wulgarności – „rzucenie kurwą” musi mieć swoje dobre miejsce i czas!).

2. „Na imprezie zazwyczaj to facet pije, a jego żona prowadzi”.
Kilka razy byłam świadkiem, jak podczas rodzinnych uroczystości ktoś polewał mojemu K. alkohol do kieliszka, bo: „wiadomo, Judyta ma już prawo jazdy, TO BĘDZIE PROWADZIĆ. Przy stole to przecież facet pije!”. Jakie było zdziwienie, gdy mój K. się na to nie zgadzał. Szczęśliwie ten mój mądry FACET takie rzeczy jak to, kto dziś ma ochotę na alkohol, a kto bawić się w szofera, uzgadnia ze mną sam na sam, zanim u kogoś zawitamy.

3. „Uczenie dzieci dobrych manier czy kultury to tylko JEJ obowiązek”.
Mam w rodzinie kilkoro „źle wychowanych” dzieci. Takich, które nie używają słowa „przepraszam”, ani „dzień dobry”, takich, co potrafią podejść i bez przyczyny na ciebie napluć. Ostatnio bardzo zadziwił mnie jeden komentarz: „Te dzieci nie znają kultury, bo ich matka też nie umie się zachować. Nauczenie pewnych zachowań to niestety, ale jej zasrany obowiązek”. Od razu zapaliła się we mnie lampka kontrolna: „A przepraszam, ojciec to co? Czy od momentu spłodzenia dzieci już w ich życiu nie istnieje? A może wystarczy z jego strony fakt, że przynosi do domu pieniądze?”. A no nie. Cieszy mnie, że nie tylko ja, ale i K. oburzył się na te słowa, mówiąc: „byłoby mi strasznie głupio, gdyby to moje dziecko na kogoś napluło – przecież jestem od tego, żeby szybko wytłumaczyć mu, co można, a czego nie!”.

IMG_6972

4. „Mężatka powinna się trzymać domu…

…bo wychodzenie na piwo to domena mężczyzn!”. Kolejny zabawny stereotyp – myślę, że kryje się w nim jakiś lęk, podejrzewanie tej imprezującej połówki o możliwość zdrady. Niestety prawda jest taka, że zdradzić można i pod własnym dachem, po co się męczyć i wychodzić z domu? Przez pierwsze dwa lata małżeństwa często wychodziłam sama – z kim chciałam i kiedy chciałam. Był też czas, że co drugi weekend nie było mnie w domu, bo gdzieś w Polsce odbywała się fajna konferencja czy szkolenie. To, że bez cienia pretensji Karol „puszczał mnie” na te wyprawy wcale nie pchnęło mnie w obce ramiona. Utwierdzało jedynie w przekonaniu, że mam świetnego męża, i że tak właściwie to już cholernie za nim tęsknię i fajnie byłoby wrócić do domu.

5. „Po tym, jak wygląda ich wspólny dom, poznasz kobietę”.
Znacie ten obrazek: za chwilę przychodzą goście, gospodyni uwija się więc nerwowo z ostatnimi porządkami, a facet – spokojnie, jak gdyby nigdy nic, gra w grę lub ogląda TV. Tak, bo w kobiecej głowie ciągle pokutuje stereotyp, że to ona, a nie on, będzie osądzana za bałagan w ich mieszkaniu. To o niej powiedzą „gospodyni-flejtuch”. Facet natomiast przyjmie gości bez żadnego zakłopotania nawet w bałaganie – jego przecież nikt nie obwini za brudne mieszkanie. Nie wiem, jak to się stało, czy takiego męża wychowała mi teściowa, czy może sama to sobie wypracowałam, ale na szczęście K. przejmuje się, gdy na kwadrans przed przyjściem znajomych w naszym mieszkaniu jest wciąż brudno – robi porządki równie gorączkowo, jak ja.
To chyba jakieś nowe, lepsze czasy. Od facetów wymagamy więcej niż nasze mamy od swoich mężów. W dodatku – nasi partnerzy się na to godzą! Ale to właśnie dzięki temu możemy wreszcie wymagać mniej od siebie samych.

IMG_7011

Zdjęcia: Pikolina