Korki z pisania

Zostań dziennikarzem – czyli co warto wiedzieć, przychodząc do redakcji

Nie zliczę, ile razy w mailach pytaliście mnie, czy warto jest zostać dziennikarzem. Najczęściej zastanawiają się nad tym maturzyści, którzy właśnie wybierają kierunek studiów, ale i studenci, którzy szukali swojej własnej drogi. 

Dziś wam odpowiem, ale… w trochę inny sposób. Bo o tym, czy warto – patrząc zarówno z perspektywy finansowej, jak i wykonywanej misji – napisałam już kilka miesięcy temu – artykuł znajdziecie tutaj. Szczerze polecam także blogowy tekst Asi, autorki bloga Wyrwane z kontekstu (klik!): „Czy warto jest być dziennikarzem?” – tu dowiecie się o trudach tej pracy, sumieniu i moralności niektórych redaktorów.

Dziś natomiast napiszę z innej perspektywy – chciałabym wam przybliżyć typowy dzień w redakcji – jak to wygląda od kuchni. Ostatnie lata pracowałam w portalach i gazetach: najpierw newsowych, później wnętrzarskich – z tej więc perspektywy naświetlę wam kilka dziennikarskich zjawisk. Na co trzeba być przygotowanym, gdy się przychodzi do takiej roboty? O czym powinniście wiedzieć i co oznaczają te dziwne terminy: kolegium dziennikarskie, lead lub wierszówka? Polecę literkami alfabetu – raczej nie będzie po kolei, ale w jako takim porządku, zobaczcie:

A jak autoryzacja – często nielubiana przez dziennikarzy. Wyobraź sobie, że jest poniedziałek, w pocie czoła robisz wywiad z prezydentem miasta, mozolnie przepisujesz go potem z dyktafonu, redagujesz błędy, literówki itp., po czym wysyłasz do wglądu szanownemu prezydentowi (lub jego rzecznikowi prasowemu). Oczywiście z delikatną sugestią, że zależy ci na czasie, „bo redaktor kazał ci mieć ten wywiad gotowy na już”. A autoryzacja, czyli akceptacja tekstu przez drugą osobę, niestety często blokuje ci robotę – nieraz się przeciągając (zazwyczaj nie przez złośliwość, ale brak czasu bohatera wywiadu). W ten sposób stoisz w miejscu – nawet przez tydzień. Niestety – tego etapu przeskoczyć raczej się nie da – tekst puszczony do druku bez autoryzacji w skrajnych przypadkach może się skończyć burzliwym procesem.

zostac dziennikarzem

D jak dyżur dziennikarski – dziennikarz newsowy musi być zawsze na posterunku. Niestety nie wykonuje swojej pracy od ósmej do szesnastej, gdzie na koniec dnia zamyka laptop i totalnie się od wszystkiego odcina. Nie, bo wszystkie wydarzenia dzieją się przecież cały czas – czy to w niedzielę rano, czy w piątek o 20:00. Aby jednak mieć ten czas wolny, w redakcjach wymyślono dyżury – przykładowo w ten weekend ty (np. pracując z domu) monitorujesz sytuację w mieście/regionie/kraju na bieżąco, by w razie ważnych wydarzeń pojechać na miejsce, przygotować materiał i wrzucić newsa na swoje media. W kolejny weekend wyznaczany jest do tego inny dziennikarz, abyś ty miał po prostu święty spokój.

K jak kolegium dziennikarskie – zazwyczaj odbywa się każdego ranka – codziennie przynosisz do redakcji nowe tematy, by w gronie dziennikarzy rzucać luźne propozycje – o czym warto dziś napisać, co najbardziej interesuje czytelników. Twój redaktor naczelny/prowadzący będzie ich wymagał co najmniej kilku – oczywiście zawsze unikatowych, chodliwych, „dobrze klikalnych”. W zależności od jego humoru czasem, jeśli jesteś „świeżakiem”, dostaniesz też do wykonania artykuł, który wcześniej wymyślił twój szef lub inny dziennikarz.
P jak prasówka – każdego dnia obowiązkowo robisz przegląd konkurencyjnych mediów, bo czytanie innych gazet i portali jest równie ważne, co wypicie kawy!

R jak rzecznicy prasowi – to specyficzna grupa osób, bo nie wyciągniesz z nich kontrowersyjnej prawdy, żadnych ciekawostek, które uczyniłyby twój tekst atrakcyjnym – oni zawsze będą bardzo dyplomatycznie odpowiadać na pytania. Twierdząc na przykład, że w instytucji, którą reprezentują przed mediami, wszystko układa się wspaniale – nawet, gdyby właśnie waliło się w niej i paliło. Taka jest ich rola – dbać o dobry wizerunek swojego „klienta”, dozować tylko bezpieczne informacje. Najczęściej takimi rzecznikami zostają dziennikarze z wieloletnim stażem, którzy doskonale poruszają się po świecie mediów. Może być ci trudno się z niektórymi dogadać, ale nie przejmuj się, to norma.

praca dziennikarza

K jak korekta językowa – pracując w wydawnictwie lub dużej redakcji zazwyczaj do redakcyjnego sprawdzenia tekstów wyznaczony jest oddzielny korektor. Bywa jednak i tak – jak w przypadku mojej pracy – że korektę robimy sobie wśród kolegów – ja, ze „świeżym spojrzeniem” czytam teksty redaktorek, które nad nimi siedziały długimi godzinami (i nie mają już „skupionego umysłu”). I na na odwrót – sama daję własne teksty do przeczytania koleżankom dziennikarkom.

W jak wierszówka – od lat popularna forma rozliczania się z dziennikarzami – płacą ci np. od wielkości napisanego tekstu (często w oparciu o umowę o dzieło). Wierszówka to z definicji: „honorarium autorskie płatne od wiersza tekstu”. Zazwyczaj spotykałam się ze smutnymi stawkami 20-90 zł za tekst.

W jak wywiad – z nim wiąże się także następny punkt. Pamiętaj, że im bardziej pomysłowe pytania nawiązujące do życia twojego rozmówcy, tym bardziej może się on poczuć połechtany. Nie ma nic bardziej oklepanego niż przepytywanie powiedzmy gwiazdy muzyki pop, która zawitała do twojego miasta, o ulubiony kolor, skończone szkoły, czy tradycyjne „skąd wziął się jej pseudonim/nazwa zespołu”. Bohaterowie wywiadu lubią być zaskakiwani czymś bardziej oryginalnym.

Z jak zdobywanie informacji – wyobraź sobie, że szef mówi ci: „robisz jutro wywiad z tym nowym prezesem Polmosu”. A tymczasem ty o nowym prezesie nie wiesz nic – jako dziennikarz powinieneś więc bardzo sprawnie poruszać się po dostępnych informacjach, kojarzyć fakty, z łatwością prezesa wygooglować, sprawdzając, czym się zajmował wcześniej, czym interesuje się prywatnie itp. Jeśli nigdzie nie ma do niego kontaktu, wymyśl, która ze znanych ci osób tę jego prywatną komórkę ci poda. W pracy dziennikarza nie ma czegoś takiego jak „nie da się”. Czasem, gdy mój redaktor rzucał mi jakieś nazwisko, informując: „za dwie godziny idziesz do niego na wywiad” – czułam się jak detektyw – jest mało czasu, tylko ja i Google, które szybko mają mi pomóc odkryć tajemnice bohatera wywiadu.

studia dziennikarskie

Fotorelacja – dawniej niemal każda redakcja miała swojego (przynajmniej jednego) fotografa na etacie – to on jeździł robić relację z koncertów (np. z okazji dni miasta), fotografował protesty w centrum czy ważne demonstracje. Dziś, ze względu na cięcie kosztów, coraz częściej to dziennikarz leci na miejsce opisywanego zdarzenia, robi zdjęcia, kręci filmy, spisuje relacje świadków, by po chwili obrobić materiał za redakcyjnym biurkiem i szybko puścić w świat.

O jak obróbka graficzna – zdjęcia, szczególnie te wykonane na szybko (do newsów) obrabiacie sami. Trzeba więc znać podstawy – kadrowanie, nadawanie odpowiedniej rozdzielczości, rozjaśnianie itp. – tego będą od was w redakcjach wymagać.

T jak teksty – wyobraźmy sobie, że trafiasz do redakcji newsowej – będziesz w niej pisać kilka rodzajów artykułów: przede wszystkim krótkie newsy, potem wywiady, relacje z wydarzeń i reportaże. Zauważyłam, że koledzy dziennikarze nieraz nabijają się z młodych praktykantów, którzy przychodzą do redakcji z naiwną wizją, że oto będą publikować własne eseje czy felietony. Zazwyczaj jest jednak tak, tego rodzaju teksty piszą redaktorzy (lub inne osoby) z powiedzmy 20-letnim stażem, wyrobionym nazwiskiem i sporymi osiągnięciami w swojej dziedzinie.

IMG_2031

L jak lead – czyli kilka zdań wprowadzających do artykułu będących zwykle streszczeniem całego tekstu lub też zachęceniem do dalszej lektury. To naprawdę prawdziwa sztuka nauczyć się pisać atrakcyjne i skondensowane leady – ale trening czyni mistrza!

K jak konferencja prasowa – czyli np. cotygodniowe, godzinne spotkania z prezydentem miasta organizowane dla dziennikarzy (czasami) przy herbatce i ciastkach. Idąc na nie, posłuchasz, co nowego szykuje się w twoim regionie, zapytasz o plany rządzących oraz poznasz (często bardzo sympatycznych) redaktorów z innych gazet. Zapewne też dostaniesz od rzecznika informacje do publikacji, czyli gotowy materiał, który możesz tego samego dnia puścić w swoich mediach.

P jak pieniądze – na koniec najważniejsze. Od lat ten sam problem – dziennikarze zgodnie twierdzą, że zarabiają za mało. Największe zmartwienie to chyba powszechność umów śmieciowych – pełen etat i umowa o pracę wielu moim kolegom i koleżankom jawił się jako wielkie, niespełnione marzenie. Nie oszukujmy się też, jeśli chodzi o kasę – szczególnie w mediach regionalnych nie zarobisz wiele. Tu na lepszej pozycji od redaktorów, jeśli chodzi o pensje, są choćby pracownicy Biedronki.

Zdjęcia: Pikolina

praca dziennikarza1