Taki Lajf!

Ty totalna ignorantko!

Nawet nie jestem matką, a już nie mam czasu na nic. Choćby na przeczytanie kilku stron książki przed snem… Choćby na zajechanie do rodzinnego domu na kawę… Czytanie blogów? Niestety z braku wolnych chwil nie praktykuję. Ale na wojnę z innymi autorami niestety już muszę być gotowa… 

Wiem, że pewnego dnia to nastąpi. Trafię na dziwaka, który będzie chciał mi coś udowodnić. Będzie dążył do konfliktu. A piję teraz do tych dziwnych wojenek w świecie blogerów (tak, naprawdę się w nim toczą!). Ostatni mój wpis „Co byś zrobił, gdyby wybuchła III wojna światowa?”, napisałam po tym, jak Karlos zdał mi relację z wizyty na strzelnicy. Wtedy właśnie pomyślałam, by zapytać znajomych, jak zareagowaliby na ewentualną wojnę (bo mieszkańcy np. Białegostoku już teraz chodzą częściej na strzelnicę, „by oswoić się z bronią”). Wpis więc powstał, bardzo spodobał się czytelnikom i mnie samej.

zudit_sluchaj_siebie2

Zaraz po publikacji jednak napisała do mnie koleżanka blogerka: „Wiesz, dokładnie na ten sam temat pisałam dwa dni temu, ale już pędzę czytać Twój artykuł”. Pomyślałam – wow, pewnie właśnie wyszło, że nieświadomie skopiowałam czyjś pomysł? Że popełniłam plagiat? Szalonooka Hania, bo o niej właśnie mowa, miała jednak dużo klasy – na moje zdziwienie odpisała: „Nie martw się, po prostu widać, że obie myślimy bardzo podobnie, to fajnie!”. Poczułam ulgę, bo nie miałabym siły tłumaczyć się, że nigdy nie powielam tematów, że jeśli jeden bloger pisze o XYZ, to pewne jest, że ja nie ruszę tego zagadnienia co najmniej przez najbliższe tygodnie. Dla mnie to po prostu słabe. Znacie mnie już. Jako dziennikarz szukam tego, co unikatowe i rzadko spotykane.

zudit_sluchaj_siebie4

Tymczasem znów przeżyłam szok. Rozmawiałam ostatnio z koleżanką, która prowadzi bloga, a inne jej znajome dość często się z niej jawnie nabijają. Wszystko dlatego, że pewnego dnia (też nieświadomie!) „zmałpowała” temat wpisu jednej z nich, publikując niemal dokładnie to samo. W dodatku w ciągu jednego dnia. Na nic tłumaczenia, że moja koleżanka w natłoku obowiązków zawodowych i matczynych w ogóle nie ma czasu, by czytać blogi innych. Na nic także wyjaśnienia: „ej, serio na ten pomysł wpadłam spontanicznie”. Do teraz jej się obrywa, są jakieś docinki, krótko mówiąc, toczy się mała babska wojna.

Dlatego wiem, że pewnego dnia i mi przytrafi się ta dziwna sytuacja. Napiszę, że niebo mogłoby być bardziej niebieskie, podczas gdy inna blogerka tego samego dnia powie, że uznaje tylko szare chmury na horyzoncie. Bogu ducha winna, bo nie śledzę na bieżąco wpisów innych osób, pewnie dostanę baty i zostanę zlinczowana. Moje słowa zostaną potraktowane jako atak na kogoś, lub co najgorsze – plagiat tematu.

zudit_sluchaj_siebie3

Chcę już dziś ubezpieczyć się na tę ewentualność. Przyznam się Wam, choć to może paradoks… Jako blogerka, ale też osoba totalnie zapracowana, jestem ignorantką. W ogóle nie czytam innych blogów (chyba, że tworzą je moje bliskie koleżanki). Nie, że mnie czyjeś artykuły nie interesują, przeciwnie – po prostu cierpię na chroniczny brak czasu. Wyjątkiem są te rzadkie chwile, gdy tytuł jakiegoś posta po prostu „krzyczy” do mnie z Facebooka, czymś ciekawym szokuje, poraża. Ale zaznaczam – nie tanim słowem „seks” czy „cycki”. Wiecie przecież, że pracowałam w redakcji newsowej, takiej totalnie nastawionej na sensację. Doskonale więc znam te wszystkie triki, wiem, jak chwytliwie coś zatytułować, jak zaintrygować czytelnika dobrym leadem. Nie łapię się więc na tytuły jawnie manipulujące ludźmi. Nie nabieram się na rzeczy słabe, ani takie z pornografią w tytule.

zudit_sluchaj_siebie1

Dlatego uwierzcie – przy wyborze tematów, o których piszę – słucham tylko samej siebie. To wszystko rodzi się jedynie w mojej głowie. Nie powielam zagadnień, które są akurat „na topie” w świecie blogerów. Kiedy więc pewnego dnia przyjdzie Ci na myśl zarzucić mi, że ściągnęłam Twój pomysł, będziesz musiał zrozumieć, że to jedynie niefortunny zbieg okoliczności, dziwny przypadek. Wtedy też odeślę Cię do tego tekstu.

Ps. Kochani czytelnicy z „prawdziwego świata”, wybaczcie, ale czasem muszę pokazać Wam, że na wojnę jest miejsce wszędzie, nawet w tak małym środowisku, jak blogosfera:)

fot. Pikolina