Zakazane tematy

Woodstock 2015. Nasza najpiękniejsza rocznica ślubu!

Ładnie ostatnio podpadłam swojemu mężowi! Na szczęście za chwilę miał się odbyć Przystanek Woodstock, który świetnie pozwolił naprawić nasze relacje. 

Gdy wróciłam niedawno z konferencji SeeBloggers w Gdyni, byłam okrutnie wypompowana. Stres przed prowadzeniem naszego panelu dyskusyjnego, obce miejsce, daleka, wielogodzinna droga do domu i samotność (kolejny wyjazd bez Karlosa) zrobiły swoje – musiałam mieć potem jeden wolny dzień tylko dla siebie, by odespać i wrócić do rzeczywistości. By już zupełnie nie myśleć o sprawach zawodowych.

Jakież potężne zdziwienie przeżyłam w poniedziałek, 27 lipca… Bo oto beztrosko leżałam sobie, przeglądając maile, gdy Karlos totalnie mnie zaskoczył. Z pracy wrócił bowiem w uroczystym nastroju, z kwiatami, składając mi piękne życzenia. Byłam zdziwiona – o co może chodzić?! Od razu zapytałam, cóż to za okazja.

– No nie żartuj! Dziś nasza druga rocznica ślubu i dziewiąta poznania się! – patrzył zdziwiony i smutny.

 

Zaniemówiłam. Pierwszy raz od dziewięciu lat totalnie zapomniałam! Nie miałam dla niego ani podarku, ani nawet ładnych życzeń. Moje ostatnie wyjazdy blogowe i delegacje zupełnie zresetowały mi pamięć! To mi się nigdy wcześniej nie zdarzało. Przecież to ja w naszym związku byłam tą, która ważne daty zawsze pamięta…

Za chwilę jednak miał być Woodstock. O tym, że uwielbiam ten festiwal, doskonale już wiecie. Niestety raczej wiadome było dla nas, że się do Kostrzyna nie wybierzemy – urlopów na ten czas nie mogliśmy załatwić, podróż ze wschodniej granicy na zachodnią trwałaby całą noc… ogólnie nie opłacało nam się jechać tam na jeden dzień i zaledwie kilka koncertów.

F

Ale oczywiście rozum mówił jedno, a serce drugie. Oboje z Karlosem mamy do Woodstocku wielki sentyment. To tam się poznaliśmy, dokładniej – w „pociągu rzeźni”. To na tamtym polu namiotowym pierwszy raz złapaliśmy się za ręce. Do dziś Karol żartuje, że pociąg to doskonałe miejsce do zapoznawania woodstockowych dziewczyn:

„Wszyscy jadą w tym samym kierunku, jest wesoła atmosfera, a piękna dziewczyna, do której właśnie zagadujesz, zbytnio nie ma gdzie wstać i uciec”.

Spontaniczna decyzja o wyjeździe do Kostrzyna zapadła we czwartek, a już w piątek w nocy byliśmy na miejscu. Zabrali się z nami Pikolina i jej znajomi. Świt przywitaliśmy w piątkę, na zakurzonym polu pod dużą sceną. Woodstockowe, kilkusettysięczne miasteczko tętniło życiem nawet o 4 rano. Wesoły gwar, śpiew, dźwięk gitar i bębnów dochodziły nas z każdej strony pola namiotowego.

 

To niesamowite, że Przystanek Woodstock, jaki pamiętam sprzed lat, wciąż istnieje. Jedzenie u Hare Kriszny nadal smakuje rozkosznie, a szaleni, kolorowi ludzie wciąż podchodzą i rozmawiają z tobą, jakbyście się znali ze sto lat. Owszem, jest okrutnie brudno, ale jak mówi Kasia, aby w pełni cieszyć się festiwalem i atmosferą, trzeba się przestawić na „tryb brudasa”. Bo kiedy na dwie noce najważniejszym zmartwieniem przestaje być to, czy dopchasz się do prysznica, wszystko staje się łatwiejsze.

Najcudowniej jednak było czuć, że mimo tych 30 lat na karku nadal możemy robić z Karlosem szalone rzeczy. Że etat, codzienna papierkowa robota i pisanie pism sądowych wcale nie wykluczają nas z ciekawego życia.

Rocznica ślubu upłynęła więc cudownie. Stać z ukochanym na boskim koncercie Black Label Society, w 600-tysięcznym tłumie? Takich emocji ostatnio zdecydowanie nam brakowało. Podobnych wspomnień nie da się kupić za żadne pieniądze! :)

Zdjęcia: Pikolina

IMG_6145IMG_6107IMG_6140IMG_6137IMG_6192IMG_616820150801_145635IMG_6159IMG_6180F2F3F1IMG_6096IMG_6089F4IMG_6094