Zakazane tematy

Matka opętana

matka

Co za wierutne brednie! – wykrzyknęłam, gdy koleżanka napisała mi, co jej teściowa myśli o (jeszcze) nieochrzczonych niemowlakach. Zdaniem starszej, bardzo religijnej pani takie dzieci mają na sobie „ducha nieczystego i dopiero po chrzcie uspokajają się”, kolki im ustają i kończy się codzienny płacz (sic!). 

Bzdura, podobnie jak inna teoria, którą usłyszałam jakiś czas temu od wierzącej sześćdziesięciolatki: otóż nieochrzczonych bobasków nie można zabierać na śluby i wesela, ponieważ takie dziecko „przyniesie młodej parze pecha: oni nie będą mieli dobrego życia!”.

Ach… smutek, to przecież XXI wiek, a praktykujące katoliczki nie wstydzą się mówić takich bredni na głos.

Bo chyba nikomu z Was mówić nie muszę, co o tym sądzę! Oburzam się, gdy ktokolwiek twierdzi, że taki maleńki, jeszcze niemy człowieczek może mieć w sobie, lub, co totalnie oburzające, ściągać na kogoś innego zło! Grzech pierworodny i chrzest powinno się przecież rozumieć symbolicznie, a nie dosłownie, jakby naprawdę w tej maleńkiej istocie siedział groźny demon.

O ile nie wierzę w takie brednie, o tyle kilka dni temu sama przeszłam mały koszmar. Chwilami aż zaczęłam wierzyć, że „może to przez to, że nasze dziecko jest jeszcze nieochrzczone”. Czarne myśli przyszły ot, tak, bez wyraźnego powodu. A wiem przecież, że czasem towarzyszą one mamom, które przez niemal 24-godzinny płacz dziecka odchodzą od zmysłów. Mamom, które mają dzieci nerwowe, pociechy, które mało śpią, wymagają nieustannej uwagi… Słyszałam kiedyś, jak niektóre mamy, będąc dość już znerwicowanymi neptykami, myślały, by wyskoczyć przez okno, lub by zrobić krzywdę własnemu dziecku.

matka

Ale ja…? z tą córeczką, która śpi pół dnia i potem jeszcze z 9 (!) godzin w nocy, która w ciągu doby płacze może… 15 minut. Która budzi we mnie jedynie ciepłe uczucia… Naprawdę, moja forma psychiczna powinna być (i na szczęście dziś znów jest!) doskonała. Tymczasem pewnej nocy ze snu wyrwał mnie okropny koszmar. Oto śni mi się, że stoję z córeczką nad piecykiem gazowym, na którym w ogromnym garnku kipi wrzątek. Jakiś głos podpowiada mi: „Teraz! Teraz, wrzuć ją do tej wody, będzie wspaniale! Niech cierpi, nic jej nie będzie!”. A ja, zamiast uciekać, zamiast ochronić swoje dziecko przed demonicznym podszeptem, już układam plan, jak najlepiej umieścić maleństwo w tym garnku. Co najgorsze (mam potworne ciarki, gdy teraz o tym myślę!) w tym śnie byłam taka szczęśliwa, że moje dziecko będzie cierpiało – śmiałam się z tego w głos!:(

Obudziłam się zlana potem i nie odróżniając jeszcze snu od jawy, patrzyłam na śpiącą córeczkę i dziwiłam się, dlaczego nie płacze – PRZECIEŻ WRZUCIŁAM JĄ JUŻ DO WRZĄTKU!

Cisza nocy była przerażająca. Chciałam zapalić lampkę – nagle żarówka w naszym pokoju trzasnęła… spaliła się. O ile nie wierzę w moce nieczyste, o tyle tej nocy bardzo gorliwie zaczęłam się modlić. „Ojcze nasz”, ta jedyna modlitwa, którą uznaję, niewymyślona przez ludzi, pomogła mi. Wielka miłość i ciepło do dziecka wróciły.

Gdy przyszedł poranek, swój koszmar opowiedziałam Karlosowi, bojąc się, że nawet już za sam taki sen mnie potępi, bo sama byłam na siebie wściekła, że tak demoniczne myśli względem naszej córki siedziały mi gdzieś w głowie. Ale Karol, zupełnie spokojnie, ukoił mnie:

– Oj Judyś, przecież to tylko twoje lęki wychodzą w snach! Ileż razy mówiłaś mi, że gdy nosisz dziecko w chuście tak bardzo boisz się np. jeść gorący obiad czy robić herbatę, bo mogłabyś ją oparzyć. Wyluzuj!

Zdjęcia: Pikolina